Sakramenty uzdrowienia

W naszym rozważaniu nad celebracją sakramentów i ich wyzwalającym wymiarem dochodzimy do tej grupy sakramentów, które z wyzwoleniem kojarzą nam się intuicyjnie: do sakramentu pokuty i pojednania oraz do sakramentu namaszczenia chorych. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o tym wprost: Wyznanie grzechów (spowiedź), nawet tylko z ludzkiego punktu widzenia, wyzwala nas i ułatwia nasze pojednanie z innymi (KKK 1455). Z kolei skutkiem namaszczenia chorych jest łaska, którą tak opisuje Katechizm: Wsparcie Pana przez moc Jego Ducha ma prowadzić chorego do uzdrowienia duszy, a także do uzdrowienia ciała, jeśli taka jest wola Boża. Ponadto, „jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5,15) (KKK 1520). Ponieważ skutki tych dwóch sakramentów są jasne i polegają na uzdrowieniu przede wszystkim serca, a w przypadku namaszczenia także ciała, chciałbym się skupić na dwóch ich aspektach, a mianowicie na dyspozycji przyjmującego sakrament oraz na liturgicznej celebracji wyzwolenia w samym sprawowaniu sakramentów.

  1. Owocność sakramentu a dyspozycja przyjmującego

Do ważnego przyjęcia sakramentu pojednania potrzebne są tzw. akty penitenta, wśród których najważniejszymi są: żal za grzechy, wyznanie grzechów i pokora wyrażająca się w owocnym zadośćuczynieniu (por. KKK 1450). Ponieważ sakramenty działają ex opere operato, owocność sakramentu jako takiego nie zależy od szafarza ani od sposobu jego sprawowania, lecz może zależeć od podejścia, z jakim penitent przystępuje do konfesjonału lub – szerzej mówiąc – do szeroko pojętej pokuty. W przypadku człowieka zniewolonego możemy mieć do czynienia z następującymi defektami aktów penitenta:

  • brak żalu za grzechy – może on wynikać chociażby z faktu odczuwania fizycznej bądź psychicznej przyjemności z popełnianego grzechu. Żal za grzechy nie jest jednak poczuciem przykrości związanym z danym czynem, ale aktem woli, którego istotą jest pragnienie oderwania się od grzechu raz na zawsze. Domniemamy, że skoro penitent wyznaje dany grzech i kończy wyznanie formułą za wszystkie serdecznie żałuję i postanawiam się poprawić, wyraża swój żal za grzechy; jeżeli jednak kapłan ma moralną pewność, że penitent nie żałuje za jakikolwiek grzech, choćby jeden (lub penitent wprost to wyrazi), nie może udzielić rozgrzeszenia.
  • brak poczucia grzechu (sumienie szerokie, niepełne wyznanie grzechów) – sytuacja, w której człowiek zniewolony opuszcza w wyznaniu grzechów grzech nałogowy lub grzechy z niego wynikające, albo istotnie je zniekształca. Co do zasady, penitent powinien wyznawać w czasie spowiedzi wszystkie grzechy ciężkie co do materii, a zatem wszystkie uwzględnione w rachunku sumienia, podając ich ilość (częstotliwość) oraz istotne okoliczności. To oznacza, że wyznaniem niepełnym będzie lakoniczna formuła np. „nadużywałem alkoholu” albo „zaniedbywałem obowiązki domowe”. Ponieważ kanon 984 Kodeksu Prawa Kanonicznego zabrania spowiednikowi korzystania z wiadomości uzyskanych w spowiedzi, powodujących uciążliwość dla penitenta, nawet przy wykluczeniu wszelkiego niebezpieczeństwa wyjawienia, niemożliwe jest powrócenie do tematu poza konfesjonałem, jeśli sam penitent o to nie poprosi. A zatem, jeśli wyznanie niepełne nie zostanie „wykryte” przez spowiednika, chociażby z uwagi na wygląd naszych spowiedzi świątecznych, rozgrzeszenie może być udzielone nieważnie. Zwracam uwagę szczególnie na to miejsce, gdyż jest bardzo możliwe, że wielu ludzi przystępując do spowiedzi wiąże niejako automatycznie otrzymanie rozgrzeszenia z wypowiedzianą przez kapłana formułą rozgrzeszenia, co nie zawsze odpowiada faktycznej sytuacji (!).
  • brak woli poprawy – o ile żal za grzechy jest elementem negatywnym sakramentu pojednania, o tyle postanowienie poprawy jest elementem pozytywnym. Każdorazowe przystąpienie do spowiedzi powinno się wiązać nie tylko ze zdaniem sobie sprawy z tego, w jaki sposób w moim życiu jest obecne zło, ale także, gdzie w moim życiu znajdowały się bądź nadal znajdują okazje do czynienia dobra. Najbardziej owocnym sposobem poprawy jest bowiem czynienie dobra, zgodnie z zasadą przedstawioną przez św. Pawła w Liście do Rzymian: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Problem zaczyna się w momencie, w którym grzech przynosi mi jakąś wymierną korzyść, to znaczy: jestem zadowolony ze stanu, jaki wywołuje we mnie grzech, albo nawet wprost upatruję w nim źródło mojego życiowego szczęścia, spełnienia czy jakiejś formy bezpieczeństwa czy stabilizacji. Rzecz jasna, wola poprawy może również podlegać wpływowi różnych czynników, zwłaszcza jeśli zniewolenie grzechem ma bezpośredni wpływ na naszą sferę psychiczną; jednakże wśród grzechów przeciwko Duchowi Świętemu znajdziemy grzeszenie zuchwałe, to znaczy zuchwałą ufność w Boże miłosierdzie (i nawet przystępowanie do spowiedzi!) pomimo braku woli poprawy. Podobnie jak powyżej, brak woli poprawy „wykryty” przez spowiednika skutkuje brakiem rozgrzeszenia, zaś „niewykryty” – rozgrzeszeniem nieważnym. Ten „defekt” jest już szerzej znany, także w przestrzeni medialnej, gdyż za słowami „ksiądz nie dał mi rozgrzeszenia” najczęściej stoi właśnie brak woli poprawy, niejednokrotnie połączony z brakiem żalu za grzechy.
  • brak owocnego zadośćuczynienia – to niebezpieczeństwo pojawia się szczególnie w sytuacji grzeszników nałogowych, którzy walczą ze swoim grzechem, ale nie dostrzegają w swoim życiu owoców postanowienia poprawy ze względu na swoją skłonność do upadku w konkretny rodzaj grzechu. Może to doprowadzić nawet do powstrzymywania się od przystępowania do sakramentu pojednania lub do odkładania go w nieskończoność. Chciałbym tu oddać głos św. Janowi Pawłowi II: Jakie jest znaczenie tego zadośćuczynienia czy tej pokuty, którą się wypełnia? Z pewnością nie jest to cena, którą płaci się za odpuszczony grzech i za otrzymane przebaczenie: żadna ludzka cena nie może wyrównać tego, co się otrzymało, owocu przenajdroższej Krwi Chrystusowej. Akty zadośćuczynienia — które, choć zachowują charakter prostoty i pokory, powinny mocniej wyrażać wszystko to, co oznaczają — zawierają cenne elementy: są znakiem osobistego zaangażowania, które chrześcijanin podejmuje w Sakramencie wobec Boga, aby rozpocząć nowe życie (…); zawierają przekonanie, że grzesznik, po otrzymaniu przebaczenia, jest zdolny do tego, by włączyć swe własne fizyczne i duchowe umartwienie, dobrowolne a przynajmniej przyjęte, w Mękę Chrystusa, który wysłużył mu przebaczenie; przypominają, że także po rozgrzeszeniu pozostaje w duszy chrześcijanina pewien obszar mroku, będący skutkiem ran grzechowych, niedoskonałości skruchy, osłabienia władz duchowych, w których tkwi jeszcze pozostałe zakaźne ognisko grzechu, wciąż wymagające walki z nim poprzez umartwienie i pokutę. Takie znaczenie ma pokorne i szczere zadośćuczynienie (Adhortacja Reconciliatio et paenitentia, 31)

Ponieważ sakrament namaszczenia chorych w wyjątkowych przypadkach (jeżeli niemożliwa jest spowiedź chorego z uwagi np. na brak przytomności) pociąga za sobą te same skutki, co sakrament pokuty i pojednania, defekty – poza brakami w wyznaniu grzechów – mogą w nim zajść właściwie identyczne. Trzeba jednak tutaj zauważyć, że owocność sakramentu namaszczenia chorych nie może być żadną miarą porównywana do stopnia poprawy fizycznego zdrowia przyjmującego.

 

  1. Celebracja wyzwolenia w sakramentach uzdrowienia

Ponieważ zasadniczo celebracja wyzwolenia w sakramencie pokuty jest nam znana, tym razem chciałbym rozpocząć od sakramentu namaszczenia chorych. Wielu ludzi błędnie uważa go za ostatnie namaszczenie – sakrament przygotowujący na spotkanie z Bogiem w wieczności. Oczywiście, udziela się go także odchodzącym z tego świata, zwłaszcza wówczas, gdy ze względu na brak przytomności nie są w stanie uczestniczyć w sakramencie pojednania, jednakże „ostatnim sakramentem” zasadniczo jest Wiatyk, a zatem Najświętsza Eucharystia, także sprawowana – jeśli to konieczne – w domu chorego. Zasadniczym celem sprawowania namaszczenia chorych jest wyzwolenie, zarówno to fizyczne, jak i duchowe, i jest to zaznaczone właściwie w każdym elemencie liturgii:

  • Liturgię rozpoczyna się od sakramentalnej spowiedzi chorego lub, gdy jej nie ma, od aktu pokuty. Wskazuje to na fakt, że przyjmujący sakrament ma być w pierwszym rzędzie uwolniony z duchowej niewoli grzechu.
  • W pierwszej formule odmawianej litanii za chorych (SCh 96A) znajdują się cztery prośby za chorego: 1) abyś naszego chorego brata / naszą chorą siostrę nawiedził i umocnił świętym namaszczeniem; 2) abyś go / ją wyzwolił od zła wszelkiego; 3) abyś chorego / chorą N. zachował od grzechu i pokus; 4) abyś dał życie i zdrowie temu, na którego / tej, na którą w Twoje imię wkładamy ręce. Wśród tych próśb druga i trzecia odnoszą się bezpośrednio do wyzwolenia od zła, grzechu i pokus; zaś pierwsza i czwarta – do wolności od choroby i niemocy.
  • W samej formule namaszczenia (SCh 99) mowa jest o odpuszczeniu grzechów i wybawieniu; w tekście typicznym słowa te brzmią: …ut a peccatis liberatum te salvet atque propitius allevet – „aby ciebie, wyzwolonego od grzechów, wybawił i łaskawie podźwignął”.

Pozostaje zatem pytanie – kto powinien otrzymać sakrament namaszczenia chorych i jak traktować zniewolenie, będące de facto stanem chorobowym? A co z chorymi cierpiącymi na różne zaburzenia psychiczne, takie jak depresja, schizofrenia, choroba dwubiegunowa, bulimia czy autyzm? Konstytucja o liturgii świętej Sacrosanctum concilium stwierdza bardzo lakonicznie: Odpowiednia zatem pora na przyjęcie tego sakramentu [namaszczenia chorych – przyp. aut.] nastaje już wtedy, gdy wiernemu zaczyna zagrażać śmierć z powodu choroby lub starości (KL 73). Kodeks Prawa Kanonicznego jest jednak już bardziej ogólny – kanon 1004 mówi o sytuacji in periculo, czyli „w niebezpieczeństwie”, nie uściślając, czy chodzi o niebezpieczeństwo śmierci (co czyni polskie tłumaczenie Kodeksu). Dodatkowo co do zasady sakramentu namaszczenia chorych udziela się w czasie choroby tylko jeden raz,  po raz kolejny dopiero wówczas, gdy chory wyzdrowiał i ponownie zachorował (na tę samą lub inną chorobę) albo w czasie tej samej choroby nastąpiło poważne pogorszenie. Co jednak w przypadku chorób przewlekłych? I jak jest z osobami starszymi, którym przepisy pozwalają na udzielenie namaszczenia także wtedy, gdy nie zagraża im niebezpieczeństwo – czy przystępują oni do tego sakramentu jeden raz, czy wielokrotnie, a jeśli tak, to jak często? W końcu – jakie są skutki tego sakramentu dla osób zniewolonych, skoro nauka Soboru Trydenckiego o sakramencie chorych stanowi w ten sposób: Podźwignięty tą ufnością [w Boże miłosierdzie – przyp. aut.] chory łatwiej znosi dolegliwości choroby i trudy, łatwiej opiera się pokusom czyhającego na piętę (por. Rdz 3,15) szatana, a niekiedy odzyskuje zdrowie ciała, jeśli to jest przydatne do zbawienia duszy (Breviarium fidei wyd. 3, 447).

Pytania te są o tyle istotne, że istnieje niebezpieczeństwo potraktowania sakramentu chorych jako swego rodzaju magii, zwłaszcza jeśli celebruje się ten sakrament w wielkim zgromadzeniu wiernych, np. z okazji Światowego Dnia Chorego, a wierni przystępują do niego „bo nie zaszkodzi, a może pomoże”. (Jeszcze raz wyraźnie należy to zaznaczyć – nie wolno traktować sakramentu chorych jako „terapii zastępczej” i rezygnować z pomocy medycznej właściwej danemu schorzeniu.) Zupełnie podobnie jest w przypadku sprawowania sakramentu pojednania – może niekoniecznie w formie wspólnotowej celebracji z indywidualną spowiedzią i rozgrzeszeniem, ale w formie tzw. „spowiedzi przedświątecznej”. Wyzwolenie może się dokonać tylko i wyłącznie wtedy, kiedy dochodzi do autentycznej relacji między Chrystusem (reprezentowanym przez szafarza sakramentu) a wiernym, który go przyjmuje. Innymi słowy – decyduje intencja. I tutaj widziałbym klucz w podjęciu decyzji, czy prosić o sakrament chorych, na przykład dla swoich bliskich, a po stronie kapłana – czy go udzielać. Dlatego właśnie na zakończenie chciałbym powiedzieć o takiej celebracji wyzwolenia, której nie określają ani rubryki, ani nigryki Rytuału. W tych dwóch sakramentach wyzwolenie dokonuje się przede wszystkim nie w wypowiadanych tekstach liturgicznych, ale w samej istocie sakramentu, do której należy wewnętrzna dyspozycja przyjmującego sakrament. Niejednokrotnie celebrowanie sakramentów uzdrowienia otwiera pozasakramentalne forum swoistej „terapii”, w skład której wchodzi m.in. kierownictwo duchowe, praktyki pokutne i solidna praca nad sobą. A to wszystko dlatego, że przez sakramenty uzdrowienia buduje się relacja między członkami Kościoła – między spowiednikiem a penitentem, między chorym a członkami rodziny i kapłanem. Relacja, która staje się miejscem wyzwolenia.

ks. Arkadiusz Wojnicki