Świat zdaje się krzyczeć, że to nielogiczne, że oni zwariowali, że to marnowanie siebie i swoich możliwości. A oni nie zwariowali, ale tylko i aż starają się żyć Ewangelią, traktować ją na poważnie, żyć z Bogiem i dla Boga „na serio”.

Paradoksy

 Życie Ewangelią, życie z Jezusem i naśladowanie Go jest stratą życia. Stratą życia z perspektywy ludzkiej, nie Boskiej, bo ta jest zupełnie inna – myśli nasze nie są myślami Boga, nasze drogi nie są Jego drogami (por. Iz 55, 8). Jest to także strata pozorna, która w dalszej perspektywie przynosi plon stokrotny, bo Pan mówi: „…a kto straci swe życie z powodu mnie i Ewangelii, zachowa je”. Jakie to paradoksalne i nielogiczne. Paradoksalne i nielogiczne w oczach ludzkich, a nie Boskich. Czym jest utrata życia tu na ziemi, by w efekcie osiągnąć życie wieczne? Można by rzec, że niczym wielkim. Jednak w rezultacie to wielki akt wiary, skok w przepaść objęć Boga. To krok niewytłumaczalny, ale na szczęście nie wszystko da się objąć rozumem. Nasza wiara utkana jest z paradoksów. Bo jak inaczej określić nakaz miłowania nieprzyjaciół? Jak wytłumaczyć to, że młoda dziewczyna, która skończyła pierwszy rok studiów na jednej z najlepszych polskich uczelni, zostawia je, by głosić Ewangelię w kraju, którego może wielu z nas nawet nie potrafi zlokalizować na mapie? Jak wyjaśnić to, że młody mężczyzna dobrowolnie ślubuje czystość, ubóstwo i posłuszeństwo dla pełniejszego oddania się Chrystusowi i dla gorliwszego zaangażowania w życie wspólnoty (dodam, że nie chodzi tutaj o powołanie zakonne)? Świat zdaje się krzyczeć, że to nielogiczne, że oni zwariowali, że to marnowanie siebie i swoich możliwości. A oni nie zwariowali, ale tylko i aż starają się żyć Ewangelią, traktować ją na poważnie, żyć z Bogiem i dla Boga „na serio”. Niesamowite jest działanie Bożej mocy, przenikanie Jego światła do miejsc najciemniejszych, wywyższanie tego, co głupie i słabe w oczach ludzkich.

Josef

Ten artykuł jest refleksją do wydarzenia, które miałam przyjemność przeżywać 17 lutego w Krakowie. Mój przyjaciel Josef z Katolickiej Wspólnoty „Shalom” składał podczas uroczystej Eucharystii pierwsze czasowe śluby życia według Rad Ewangelicznych, czyli życia w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie. Gdy nałożył pierścień z Krzyżem Chrystusa, który ma być widocznym znakiem jego decyzji,  wzniósł rękę wysoko do góry. Był to przepiękny gest jego radości i chluby z podjętego wyboru. Pragnienie oddania się w pełni Chrystusowi pojawiło się w jego sercu już przed kilku laty, ale Pan Bóg kazał mu czekać. Od przyjazdu do Polski, czyli prawie przed dwoma laty, pragnienie to powróciło na nowo i zostało zrealizowane w krakowskim kościele jezuitów. Jezus mówi, że Królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, radość i pokój w Duchu Świętym. Podczas celebracji Mszy świętej i agapy, która po niej nastąpiła, objawienie się Królestwa Bożego było szczególnie mocne i wyjątkowe. Wszyscy byliśmy i jesteśmy szczęśliwi, że Josef oddał swoje życie dla Chrystusa jeszcze bardziej i jeszcze pełniej. Wierzymy, że dla wielu stanie się on znakiem obecności Boga, że jego posługa przyniesie obfity plon. Można zapytać, czy konieczne jest takie wyrzeczenie. Można odpowiedzieć, że nie. Jezus jednak mówi: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”. Ślub złożony przez Josefa pozwoli mu jeszcze pełniej naśladować naszego Mistrza, który Sam żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie woli Ojca. A czyż nie chodzi w naszej wierze o to, by coraz bardziej upodabniać się do Jezusa?

Wspólnota

Warto jeszcze napisać kilka słów o samej Wspólnocie „Shalom”, która dla mnie osobiście jest wielkim świadectwem Bożego działania i totalnego oddania się Jego woli. O Wspólnocie, która jest w rzeczy samej „szalona”. Gdy przed dwoma laty przyjechali do Polski, by pracować w Komitecie przy Światowych Dniach Młodzieży, nie znali się wcale. Nie mieli domu, gdzie mogliby tworzyć wspólnotę. Nie znali języka polskiego. Ba! nawet jedna z dziewczyn nie wiedziała, że istnieje taki kraj jak Polska. Kiedy po raz pierwszy przyjechali do Sanktuarium w Łagiewnikach, jedna z dziewczyn powiedziała, że chciałaby tam mieszkać, chciałaby, by tam był ich wspólnotowy dom. Przyjaciele mówili jej, że to niemożliwe ze względu na ogromne koszty, ale mówili też: módl się. I modliła się. I wymodliła przepiękny dom, za którego wynajem nie płacą zbyt wiele, by nie powiedzieć, że niewiele. Trzeba dodać, że Pan sprawdzał ich zaufanie, bo od 1 grudnia 2016 r. chcieli zamieszkać w Krakowie, a w połowie listopada nie mieli jeszcze domu. Teraz ich dom jest otwarty dla wszystkich. Gdy po raz pierwszy przyjechałam do nich, od razu powiedzieli: „Aga, to jest też twój dom. Tutaj jest twój pokój. Możesz przyjeżdżać do nas, kiedy tylko chcesz”. Od razu też wymieniliśmy się numerami telefonów i nieustannie nasz kontakt trwa. Prawie codziennie piszemy do siebie, rozmawiamy ze sobą, pomagamy sobie i modlimy się za siebie. Podobnie było, gdy zaprosiłam do nich swoją koleżankę ze studiów. Padło zdanie: „Magda, to jest twój dom i twój pokój. Możesz przyjeżdżać do nas, kiedy tylko chcesz”. I od razu wymiana numerami telefonów, i od razu stały kontakt, I częste zapewnianie o modlitwie.

Pisząc ten artykuł jestem w trasie do Bydgoszczy na warsztaty dotyczące fascynacji młodych, mody, kultu ciała i pseudopotrzeb. Gdy powiedziałam członkom Wspólnoty „Shalom”, że wrócę w niedzielę o 6 rano, dostałam od nich zaproszenie do ich domu i klucze, żebym mogła bez problemów dostać się do domu. Tak, ta Wspólnota jest niesamowita. Nie dlatego, że tworzą ją idealni ludzie, ale dlatego, że żyją charyzmatem i Ewangelią, że codziennie od wczesnych godzin rannych do południa spędzają czas na modlitwie, że trwają przed Bogiem, że bardzo rygorystycznie przestrzegają programu dnia, że są bezwzględnie posłuszni odpowiedzialnej za całą Wspólnotę. Ich siłą jest Bóg. Dlatego jest w nich tyle radości i tyle entuzjazmu, tyle autentyzmu.

an. Agnieszka Kluz