Ośmiu niezwykłych dżentelmenów, trzydzieści sześć eleganckich panienek, czterech animatorów krzyżowych, jeden mały wzrostem, wielki duchem, wielbiciel dobrej kawy, właściciel oklejonej serduszkami Skody oraz najważniejszy, ten który nas gromadzi wokół siebie – JEZUS. W takim składzie spędziliśmy dziesięć dni podczas Kursu Oazowego Dla Animatorów w malowniczym dworku w Lipniku.

Był to niezwykle ważny czas dla wszystkich, którzy zdecydowali się na przygotowanie do pełnienia posługi animatora naszego Ruchu. Wiele osób przyjechało z ogromem pytań i wątpliwości. Czy ja na pewno chcę się nadal formować? Czy się do tego nadaję? Czy będąc tutaj nie „zmarnuję” sobie kolejnych ferii, bo przecież szkoła, a dla niektórych zbliżająca się matura… Mimo tego, z każdym kolejnym dniem kursu wszystkie te pytania zanikały, a na twarzach pojawiał się wyczekiwany uśmiech.

KODA to niezwykle intensywny czas. Codziennie każdy z nas mógł spotkać się z żywym Bogiem w Eucharystii, Namiocie Spotkania, osobistej modlitwie, ale też i w drugim człowieku. Znaczna część uczestników podczas kursu przystąpiła do sakramentu pokuty, dzięki czemu mogli oni przyjąć do swego serca prawdziwego Boga ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Pomimo, że nie były to typowe rekolekcje, każdy mógł odczuć, że to właśnie On był najważniejszy.

Intensywność KODA przejawiała się też w naszej pracy w grupach. Każdego dnia animatorem był ktoś inny, nikt nie mógł się wywinąć od tego zadania. Przeprowadzenie spotkania w grupie, przygotowanie i dopilnowanie dyżuru, pogodnego wieczoru – to były zadania dla każdego z nas. Uświadomiliśmy sobie przez to jaki człowiek jest mały, bez prawdziwej wspólnoty nie jest w stanie niczego sam dokonać. Była to dla nas ogromna lekcja pokory i służby, bo animator ma być przede wszystkim sługą!

Poczucie prawdziwej wspólnoty okazywane było nie tylko na zasadzie pomocy przy przygotowywaniu choćby jutrzni, ale również poprzez wspólne spędzanie wolnego czasu. Chyba nigdzie dookoła Lipnika, w ciągu tych dziesięciu dni nie było zużytych tylu litrów mleka, opakowań po kisielu czy choćby wykorzystanego szarego papieru, co u nas. Aż panie w kuchni były zaskoczone, że jesteśmy takimi kawoszami (nauka moderatora nie idzie w las). Było czuć wśród nas, że jesteśmy jedną, wielką rodziną, która dąży do tego samego celu – świętości. Wśród nas znaleźli się nie tylko wspaniali muzyczni (każdego dnia śpiew prowadziły inne osoby), oddani liturgiści, odpowiedzialni za kwiaty w kaplicy, ale także nauczyciele tańca! „Na tej Kodzie to nawet uczą nas tańczyć”. Te słowa jednej z uczestniczek mówią same za siebie. Dzięki temu nasza agapa – zwieńczenie całego kursu – mogła być jeszcze piękniejsza, bo nie było takiego momentu, aby parkiet był pusty.

„Animator, aby ożywiać, sam musi żyć” można powiedzieć, że jest to motto naszej tegorocznej KODA. Czy każdy z nas dotrwa do bycia animatorem Ruchu? Tego jeszcze teraz nie można powiedzieć, ale wiadomo już dziś, że ten czas nie był zmarnowany. Nauczyliśmy się jak być nie tylko dobrym oazowiczem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem. Nadchodzi czas owocnych zbiorów, dzielenia się z innymi oraz intensywnej pracy!

Julia Sroczyk