Konferencja wygłoszona podczas po rekolekcyjnego Dnia Wspólnoty Ruchu Światło-Życie w rejonie przemyskim.

Jeżeli kiedyś zastanawialiście się nad słowem „powołanie”, to niewątpliwie kojarzymy tutaj to: „po-wołanie”. Jeśli usłyszysz Boży głos, co uczynisz? Jeżeli słyszysz, Bogu Dzięki. Jeżeli nie słyszysz, módl się, abyś miał uszy otwarte, bo Bóg mówi. Z równych względów my tego głosu albo nie słyszymy, albo właściwie nie interpretujemy. Wydaje nam się, że to jest inny głos. Na pewno dobrze kojarzymy to szczególne wołanie „Samuelu, Samuelu!”. Niesamowity przykład, jak woła Bóg. Z delikatnością, z cichością. Chciałbym żebyście nie raz, klęcząc przed Najświętszym Sakramentem, w chwili adoracji, spróbowali usłyszeć swoje własne imię. Bo Bóg je wypowiada, a wraz z nim nasze miejsce. Tak, jak do mnie powiedział „Władysławie, Władysławie! Powołuję cię do kapłaństwa”. Każdego dnia wierzę, że to jest ta droga i każdego dnia modlę się, żeby być jej wiernym. Ponieważ zwłaszcza wy, małżonkowie, dobrze wiecie, czym jest wytrwanie na tej drodze, jaką jest wzajemna miłość, a na tej drodze wzajemnej miłości wzajemne przebaczenie, zmaganie się z trudami, walka o dzień jutrzejszy, o dobro, o chleb, na który trzeba zarobić. To jest praca, wielka praca i Bóg daje nam siłę, abyśmy ją spełniali. W kapłaństwie, ktoś to kiedyś pęknie powiedział, zamienia się komplikacje, jakie zdarzają się w małżeństwie, na inne. Droga każdego z nas jest taką, jaką realizujemy po usłyszeniu Jego głosu, po wołaniu.

            Dla kapłana każda chwila, każdy oddech – dla Chrystusa, wśród ludzi i dla ludzi. Tak jak wy, każdy oddech, każda chwila dla swojego małżonka, dla swojej rodziny, z Chrystusem. On jest pierwszy przy każdym naszym powołaniu. Jeśli spojrzycie na siebie, na swoje życie i ucieszycie się tym co macie, macie wielki dar. Święty Jan Paweł II mówiąc o powołaniu wypowiedział kiedyś bardzo szczególne słowa: „Każde powołanie w swojej najgłębszej warstwie jest tajemnicą. Jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka. Powołanie jest tajemnicą twego wybrania. Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili”. I by owoc nasz trwał. Nikt sam sobie nie bierze tej godności; czy ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię. Prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. Te natchnione słowa muszą przeniknąć drżeniem każdą kapłańską duszę. Dlatego też, gdy w różnych okolicznościach mówimy o powołaniu, winniśmy czynić to w stanie głębokiej pokory, świadomi, że Bóg nas wezwał swoim świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do swego istnienia w nas. I dodaje św. Jan Paweł II: Równocześnie zdajemy sobie sprawę, że ludzkie słowa nie są w stanie udźwignąć ciężaru tajemnicy, jaką kapłaństwo w sobie niesie. Jest to „tajemnica”. Po 50 mniej więcej latach kapłaństwa Jan Paweł II tak wypowiedział się o powołaniu: „tajemnica”.

            Nigdy nie możemy zapomnieć, że Bóg powołując nie pozostawia człowieka swojemu losowi. On wybrał nas, on nas kocha i dzieje się to zanim jeszcze się narodzimy, daje nam to słowo Pismo Święte. Zanim pomyśleli o nas nasi rodzice, zanim nas zobaczyli, zanim pokochali… Kochający Bóg przygotował dla nas drogę. I jeśli my, właściwie wzrastając w miłości, odpowiemy na tę miłość, wejdziemy na szlak. I tutaj zaczyna się nasz trud, ponieważ sami sobie i innym musimy pomóc, by tę drogę odnaleźli. Niewątpliwie, jeśli chcemy to jakoś szczególnie podkreślić i wypowiedzieć: ta miłość jest też powołaniem, bo odpowiada sercem na serce, wdzięcznością na wdzięczność i rodzą się w tobie tak głębokie uczucia, że w pewnym momencie zaczynają cię przerastać. Pokonują twój egoizm, twoją pychę, twoją słabość, twoje zacietrzewienie, Zaczynasz żyć dla…, ale już nie siebie, tylko dla drugiego. Bóg powołał cię, abyś pomógł komuś wzrastać, zbawiać się. A słuchając Boga, nie zawiedziesz się. Dlatego zawsze warto słuchać bardziej Boga, niż ludzi. Warto słuchać bardziej Boga, niż samego siebie, własnego ciała, własnych przekonań, emocji czy marzeń. Bo to jest głos, który zagłusza wołanie Pana. Bóg mówi do nas, a my słyszymy siebie. Bóg powołuje nas na różne piękne, wspaniałe drogi zbawienia świata, a my na przykład słyszymy swoje lęki. I mówimy „Bóg do mnie nie przemówił”. Nie zapomnijmy: powołanie jest zawsze myślą opatrznościową Boga względem każdego stworzenia. Jego ideą, dzięki której dokonuje się uświęcenie człowieka. Moglibyśmy tak spojrzeć, myśląc tylko o sobie: tylko ja, moje życie i moja rodzina, To nie do końca tak… Jesteśmy powołani, aby w swoich rodzinach, w swoich wspólnotach zakonnych, swoją posługą kapłańską budować jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Budować wspólnotę wierzących w Chrystusa. Zbawić ten świat, który nie raz zapomina o Bożym głosie.

            Bardzo wiele osób dziś wyciąga rękę po dusze młodych ludzi. Ktoś kiedyś pięknie powiedział, że jest wielu takich, którzy marzą o sercu młodych. Ci marzyciele to producenci kosmetyków, telefonów komórkowych, dyrektorzy zakładów, producenci reklam. Jeśli gdzieś szukać zagrożeń, które tłumią próbę dotarcia do nas Boże głosu, to właśnie w tych najprostszych, otaczających nasz dzisiaj problemach: wszechobecna reklama, wszechobecna wolność obyczajów, możliwość wybierania – bezkrytyczna. Dzisiaj z tym się spotykamy. Często wy, jako rodzice, poświęciliście czas, swoje umiejętności, wszystko miało być dobrze, a dziecko jakby… nie słucha. Bo nie możemy zapomnieć, wy rodzice, my kapłani, że nie jesteśmy jedynymi wychowawcami. Nie jesteśmy jedynymi, którzy zabiegają o serce tych ludzi, również tych młodych dzieci. Ci młodzi powinni mieć tego świadomość że tak, jak my dla Chrystusa próbujemy ich we wspólnocie, w Kościele porywać do świętości, tak też są i ci, którzy próbują porywać ich w drugą stronę. I głuszą głos ich powołania.

Bóg kocha, Bóg marzy o nas swoją miłością. Stawia nas w na różnych pięknych drogach. Kto przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie jest mnie godzien. Bardzo szczególne słowa Jezusa. Można by tutaj wielowątkowo o tych słowach powiedzieć. Ja chciałbym zwrócić waszą uwagę na jedno: stałość, stałość… i wiemy już. To wielki trud dzisiejszego czasu. Chcesz zmienić? Zmień. Tak, jak kanał w telewizji, kolejny program. Tak, jak tapetę w telefonie, tak jak awatar na portalu społecznościowym. Zmień wszystko, masz prawo, jesteś wolnym człowiekiem. Możesz też, jeśli chcesz, kłamać. Możesz, jeżeli chcesz, posłużyć się podstępem. Możesz wszystko, bo to daje ci współczesna technika; jeśli kryjesz się – to też. Dzisiaj telefony, komputery, tablety – tak wiele technologii, w której żyją młodzi ludzie i mogą się w tym ukryć. Ale nie można zapomnieć, że przecież z technologii korzystają też starsi, mężowie, żony. Gdzieś zagubione jest ich powołanie. To by można było mnożyć przez lata… Przecież tak wiele rozdartych małżeństw, rozbitych wręcz tylko z powodu Internetu czy gier. Gdzieś zagubiła się pomiędzy nimi umiejętność słuchania. Można nawet postawić taką szczególną tezę: problemem nie jest dziś Internet, telewizja, reklama. Problemem jest serce człowieka, który nie potrafi być wobec tych zagrożeń stały, wierny. Nie potrafi powiedzieć „nie”. Ulega. Jeśli gdzieś mielibyśmy szukać drogi na umocnienie każdego powołania, to musimy zacząć już od dzieciństwa. Przygotowywać, wychowywać do pewnej stałości, do wierności. Czy nam się to uda? Wierzymy, że tak. Im większa będzie nadzieja, tym większe będą owoce naszego działania.

Ksiądz Gilbert, znany z tego, że dość niekonwencjonalnie odkrył swoje powołanie do pracy wśród młodych, swego czasu tak opisał właśnie te początki: pewnej nocy miało miejsce spotkanie, które okazało się fundamentalne w moim życiu. Wracałem ze spotkania z młodzieżą, gdy zauważyłem na brzegu chodnika chłopca dwunastoletniego. Pytam go: Co robisz tu o drugiej w nocy? Ten zaś, z ogromnym smutkiem na twarzy mówi mi: Nie chcę wracać więcej do domu, ponieważ tam jem z miski psa. Tej nocy przyjąłem Alana i mieszkał w moim domu siedem lat. Pewnego dnia powiedział do mnie: Jest to piękne, że wyciągnąłeś mnie z błota, ale czy możesz się zając także moimi przyjaciółmi, którzy mieszkają na ulicy? I tak oto stałem się księdzem ulicy, nie chcąc tego ani nie szukając. Moje ojcostwo nie jest fizyczne i równocześnie czymś takim jest, bo przygarniam ludzi młodych, których nie zrodziłem i pomagam im wzrastać, dla nich wylewając pot mojego ciała i mojego serca, aby mogli znaleźć trochę miłości, jedyną drogę życia. To jest piękne ojcostwo. Gdy miałem trzynaście lat, Bóg stal się pasją mojego życia. Bez tej pierwszej i jedynej miłości nic nie stałoby się możliwe. Niezwykłe świadectwo, które może nas prowokować do głębokiego przemyślenia, zastanowienia się nad tym, na jakim etapie życia jesteśmy dziś. Bóg mógłby, a może i pragnie, wtargnąć z całą miłością w tą naszą stabilizację i zmienić wszystko. Znakiem realizowania prawdziwego powołania jest gotowość na przyjęcie Bożego głosu: jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze… Trudno to zrozumieć, ale tym, którym jest to dane, przychodzi to łatwiej.

Młodość, to czas szukania swojego miejsca w świecie. Dziś mówi się, że młodość to niekoniecznie czas do ukończenia któregoś tam roku życia, ale okres w którym dokonujemy życiowych wyborów. O tej młodości swego czasu mówił św. Jan Paweł II: Młodość, to nie tylko pewien okres życia ludzkiego, odpowiadający określonej liczbie lat, ale to jest zarazem czas dany każdemu człowiekowi i równocześnie zadany mu przez Opatrzność. W tym czasie szuka on odpowiedzi na podstawowe pytania, jak młodzieniec w Ewangelii; szuka nie tylko sensu życia, ale szuka konkretnego projektu, wedle którego to swoje życie ma zacząć budować. Jednak, nawet jeśli już wybraliśmy drogę życia, trzeba wracać do pytania: jak mam realizować moje powołanie? Co wynika z tego, że na owo pytanie odpowiedzi szukam? Św. Jan Paweł II wzywa więc tak naprawdę każdego z nas, żebyśmy mieli w sercu odwagę i gotowość, by jeszcze raz, nie szukać nowej żony, czy nowego męża, ale wraz z małżonkiem, który jest przez nas wybrany, szukać tej nowej miłości, która otworzy nas może na nowe obowiązki i trudy pracy z Kościołem, w swojej rodzinie czy na drugiego człowieka, dziś może nam nieznanego. Wielka jest tajemnica powołania i nikt z nas nie może powiedzieć dziś, że już wszystko spełnił, nikt  z nas…

Chciałbym, żebyście w swoim życiu potrafili słuchać Bożych natchnień, które czasem zagłuszamy myśląc: wszystko już mam, wszystko jest ułożone. Być może to odkrywanie własnego powołania przyniesie wam tak niezwykle piękne doświadczenia, zachwycicie się, będzie marzeniem ciągle obiecującym. Tak ja widzę te Boże natchnienia w trwającym już powołaniu. Niestety, wielu młodych, którzy tego głosu szukają ulega pokusie zamykania swoich uszu, dlatego, że w istocie nie wiedzą ani kim są, ani po co żyją. Nie wiedzą po co się uczą, pracują, zdobywają pieniądze, nie stawiają sobie wymagań. Nie wiedzą po co nawiązywać głębsze kontakty, ani nawet nie snują większych planów na przyszłość. To powszechny problem. Łatwo jest, gdy rodzice mogą zabezpieczyć ich potrzeby. Trudno im wejść w samodzielność; wydaje się ona odległa, jakby nie dla nich. Musimy się zmagać z tym problemem. Zainspirować niezainspirowanych, przypomnieć o powołaniu powołanym, otworzyć uszy tym, którzy jeszcze nie potrafią usłyszeć. Człowiek, który nie odkrywa Bożego powołania w myśleniu o swojej przyszłości, będzie bowiem właśnie – bez tego otwarcia – ograniczał się do wyboru zawodu, do zdobycia pieniędzy, do zaspokojenia potrzeb cielesnych, do szukania dobrego nastroju za wszelką cenę. Ale taki człowiek nie będzie stawał się sobą, nie będzie stawał się co raz bardziej pięknym i dobrym. Będzie co raz mniej człowiekiem, a bardziej swoistym wyrobnikiem na potrzeby swojej rodziny i swojego życia. Ilu jest dzisiaj tak bardzo zgaszonych młodych ludzi? Nie widzą sensu, gdzieś się zagubili… Chcemy im pomóc, więc to oznacza, że może trzeba im ukazać, jak piękne jest człowieczeństwo, jak dobrze jest marzyć. Pokazać pasję w słuchaniu Bożego głosu. Oni muszą mieć świadków. My musimy być tymi świadkami. To prawda, mamy różne osobowości, mamy różne temperamenty, mamy tak bardzo różne doświadczenie życiowe, ale one nas nie ograniczają. Jesteśmy tylko różni i tą różnorodnością można głosić. Właśnie dzięki tej różnorodności możemy przemówić do tak różnych ludzkich sumień, młodych sumień. Bądź tylko świadkiem powołania, autorytet zostaw Bogu.

Im więcej w realizacji naszych powołań będzie egoizmu, przekonania, że w zamian powinniśmy coś otrzymać, tym częściej będzie przychodziło rozgoryczenie. Może to jest też kłopot, kiedy młodzi ludzie oczekują wręcz natychmiastowej gratyfikacji, jakiegoś takiego „lajka”, „super”, „fajnie”, wszystko się udaje, jesteś ekstra, napisałeś świetny tekst, zrobiłeś super zdjęcie, ekstra minę, tysiąc osób to lubi… To jest coś, co się dzieje natychmiast. Czekanie to nie jest tylko próba, to jest też miłość. W czekaniu na to, aż owoce twojego powołania staną się co raz piękniejsze, powinna być cierpliwość. Zwłaszcza wy, rodzice, którzy czekacie aż wasze pociechy dorosną, usamodzielnią się, dobrze wybiorą, ułożą sobie życie… Chcielibyście, żeby wszystko było jak najpiękniej. Poczekajcie, oni też muszą nauczyć się życia. Kiedy będzie w was zniecierpliwienie, taki raptus, który chciałby „już”, zaczniecie ingerować w sprawy, które was podzielą, będziecie doświadczać zawodu. Miejcie odwagę czekania. Miejcie odwagę takiej miłości. Ufajcie, że Bóg nie pozostawia nas bez pomocy. Nikogo. Zawierzajcie. Tych młodych chłopców i dziewczyny, tych starszych już, panie, panów… Wszystkich. Miejcie odwagę zawierzenia. Oddawajmy się Panu, a on uczyni, co chce z każdym z nas. Przecież dla każdego z nas przygotował konkretny plan życia i każdy z nas dzięki miłości może go wypełnić. Słuchajmy więc bardziej Boga, niż ludzi, bardziej Boga niż samych siebie. Szukajmy wszystkiego, co uczyni nas naprawdę słuchającymi, naprawdę odpowiadającymi na to wszystko, co Bóg nam powiedział. By w tym „po-wołaniu” był zawsze Bóg i całe nasze serce.