„Na całym świecie prędzej by każdy inny człowiek mógł skłamać niż ten, który powiada: Widziałem!” /H. Sienkiewicz, „Quo Vadis”/

     To już trzydzieści osiem lat. Prawie cztery dekady. Każdy jednak, kto wchodzi do Muzeum Izby Pamięci Kopalni Wujek, spotyka bezpośredniego uczestnika wydarzeń z 16 grudnia 1981 roku. Już po pierwszych zdaniach wiadomo, że to nie kustosz, beznamiętny przewodnik, opowiadający historie wyczytanie w książkach. W opowiadaniu górnika nie ma cienia pozorów; wciąż powraca pamięcią do tamtego dnia na kopalni, jakby mówił o tym, co wydarzyło się zaledwie wczoraj. „Przyszedłem normalnie na szychtę. Kiedy przebierałem się w łaźni łańcuszkowej dowiedziałem się od kogoś, że aresztowali Janka Ludwiczaka. Postanowiliśmy strajkować”. O samym strajku, pacyfikacji kopalni i dziewięciu ofiarach śmiertelnych mówiono i pisano już wiele, powstał także film. Na szczęście bezpowrotnie minęły czasy, kiedy najbezpieczniej było o tym milczeć. Historię tę można opowiadać z wielu punktów widzenia; każdy ze świadków zwraca uwagę na inne szczegóły, a dzięki wielu różnorodnym relacjom powstaje pełny i prawdziwy obraz, niemal namacalnie stawiający przed oczyma tamte mroźne dni. Być może nie wszystkim będzie po drodze do Katowic i nie każdy będzie miał okazję posłuchać tej opowieści w miejscu, gdzie się wydarzyła. Oczywiście nic nie zastąpi bezpośredniego dotknięcia historii, ale zawsze warto sięgnąć po książkę. I przeżyć niejedno zaskoczenie.

   

    Wprowadzenie stanu wojennego wzbudziło w ludziach strach, bo nikt do końca nie wiedział, co tak naprawdę oznacza. Na tę niewiedzę nałożyły się nocne wizyty milicjantów, wywożących działaczy „Solidarności” do nikomu nieznanych wówczas miejsc; akcje takie odbywały się nie tylko w Katowicach. Internowania objęły cały kraj, znikały setki ludzi. Ks. Henryk Bolczyk, proboszcz parafii św. Michała Archanioła, na terenie której znajdowała się kopalnia „Wujek”, wspomina: „Jednym ze świateł w tych mrocznych dniach było dla mnie, kapłana Ruchu Światło-Życie, przemówienie założyciela Ruchu ks. Franciszka Blachnickiego wygłoszone w Radiu Watykańskim w pierwszych dniach stanu wojennego”. Jak się okazuje, Ruch odegrał bardzo ważną rolę w ewangelizacji górników, prowadzonej w okresie tzw. „karnawału Solidarności”, po sierpniu 1980 r. Ks. Bolczyk dokładał wszelkich starań, by górnicy, tworząc organizację związkową, gromadzili się wokół wyższej idei, nieprzemijającej wartości. Zainicjował więc rekolekcje ewangelizacyjne. „Wśród animatorów ruchu oazowego nie brakowało autentycznych górników. Obiecali wesprzeć rekolekcje w >>Wujku<<. Jednak główny trzon zespołu powinni stanowić miejscowi górnicy, swoi pośród swoich”. 

 

    Pośród tych ludzi, jak „swój pośród swoich” od listopada 1980 r. znajdował się także dębowy krzyż. Przygotowany na pierwszą Mszę św., jaka odbyła się na terenie kopalni, przeszedł z górnikami długą drogę, by zostać na zawsze wywyższonym pomiędzy ramionami ogromnego krzyża-pomnika, ustawionego w miejscu, gdzie ogrodzenie kopalni 16 grudnia 1981 r. sforsowały czołgi. Ten krzyż wyznacza czas, drogę i rytm historii pacyfikacji kopalni „Wujek”, opowiedzianej przez duszpasterza jej pracowników, ks. Bolczyka. W jego opowieści uderza jedno: górnicy byli gotowi do rozmów o swoich postulatach, oczekiwali, że władza poważnie potraktuje to, co chcieli jej powiedzieć. Byli uważni i odpowiedzialni. Nikt nie rzucał się z pięściami na oślep. Delegowani z kopalni na plebanię prosili „Proszę księdza, jest niedziela. Może Msza św. nas uspokoi. Niech ksiądz przyjdzie do nas, do łaźni łańcuszkowej. (…) Księdza obecność nam pomaga wyciszyć się, być bardziej rozumnymi”. Skąd taka postawa? Można się tylko domyślać, że wcześniejsza praca ewangelizacyjna w tym trudnym dla wszystkich czasie zaczęła właśnie wydawać owoce. „Czy można zostawić stan wojenny za drzwiami? Czy można go nie wpuszczać do swojego wnętrza? Nawet trzeba! Wymierzony narodowi policzek nie spowodował odwetu” – pisze ks. Bolczyk. „Co było dla ciebie prawdą wczoraj, musi być prawdą i dzisiaj, z tą różnicą, że może od dzisiaj prawda będzie więcej kosztować” – podsumowuje.

 

    Dziewięciu górników z „Wujka” zapłaciło za tę prawdę najwyższą cenę. Do pacyfikacji strajku ówczesna władza skierowała dziewiętnaście kompanii różnych formacji milicyjnych i wojskowych, sześć plutonów czołgów, pluton specjalny ZOMO, siedem armatek wodnych, helikopter i ponad pięćdziesiąt bojowych wozów piechoty. Przerażające? Jeszcze bardziej wstrząsające są słowa ks. Bolczyka, który stwierdza „Można było uniknąć zbrojnej interwencji (…) gdyby jedynie wojsko weszło na teren zakładu”. Górnicy nie godzili się na wejście milicji „Jak to milicji? Czy my jesteśmy jakimiś bandziorami? – pytali. Ale odpowiedzi już nie usłyszeli”. Nie można mówić, że w kopalni odbyła się regularna bitwa, bowiem wobec nierównych sił strajkujący nie mieli żadnych szans. Poległych nie dosięgły zabłąkane kule czy rykoszety. Do górników strzelano z odległości kilkudziesięciu metrów. Celowano „w ważne dla życia miejsca ciała: głowę, brzuch, klatkę piersiową. Strzelali nawet w plecy”. Była to brutalna pacyfikacja, a akty bestialstwa potwierdzali liczni świadkowie, mówiąc o wywlekaniu rannych z karetek, zrywaniu opatrunków i napaściach na personel medyczny. 

 

    Czy ewangelizacja wg. podręcznika ks. Blachnickiego przygotowuje na taki czas? Jak żyć z takim wspomnieniami?  Jak nie dać się pochłonąć nienawiści? Jest sposób… W Boże Narodzenie, zaledwie kilka dni po tragicznych wydarzeniach, w jednym z miejsc internowania górnik z kopalni „Wujek” podszedł z opłatkiem do strażnika więziennego. „Najpierw zdziwienie, chwilowy dysonans, a potem zbliżenie przez kraty, drżenie ręki i szloch, który wzruszył wielu. Jezus nie narodził się jedynie dla prawicy, dla Polaków, dla wierzących, On jest Zbawicielem wszystkich ludzi. Opłatek jest tego znakiem”. Jest sposób. To droga od krzyża do opłatka, od śmierci do narodzenia. Droga nowego człowieka. Nasza droga.