Na słowo Boga stał się świat. Wcielone Słowo przyniosło nam zbawienie. Słowo ma wielką moc. Człowiek, jako istota rozumna, także posługuje się słowami. Robi z nich użytek na co dzień. Jaki? Kontynuujemy rozważania rozpoczęte w poprzednim numerze.

 „Albo uznajcie, że drzewo jest dobre, wtedy i jego owoc jest dobry, albo uznajcie, że drzewo jest złe, wtedy i owoc jego jest zły; bo z owocu poznaje się drzewo.  Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości serca usta mówią. Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 33-37).

Wierzyć

Jak przemawiać? Jak przemawiać dzisiaj, jak być świadkami? Mówić, posługując się Słowem Bożym! Zapytaj siebie, ile jest Słowa Bożego w tym, co mówię do męża, do dzieci, do tego z którym pracuję, do koleżanki, kolegi? Ile jest Słowa Bożego, a ile takiego mówienia, które jest słomą, niczym. Jakbyśmy mówili Słowo drugiemu, to byśmy go postawili na nogi! Wstałby jak Łazarz wskrzeszony, bo taką ma moc Słowo. Ojciec Cantalamessa dał kiedyś przykład tego, co Słowo może sprawić. „Alkoholik w  ostatnim stadium choroby nie wytrzymywał dłużej niż dwie godziny bez picia. Rodzina była na skraju rozpaczy. Razem z żoną trafił jednak na spotkanie o Słowie Bożym. Tam przeczytał fragment Pisma Świętego. Człowiek nieprzygotowany, nie mający wcześniej do czynienia z Biblią, trafił na jedno zdanie, które przeszyło go jak ognisty płomień i dało mu pewność, że został uzdrowiony. Później, za każdym razem gdy miał pokusę picia, szybko otwierał Biblię w tym samym miejscu i tylko czytając te słowa czuł, że wraca mu siła aż do całkowitego wyzwolenia. Gdy chciał powiedzieć, jakie to zdanie, głos mu się załamywał i drżał ze wzruszenia. Były to słowa z Pieśni nad Pieśniami: Twa miłość przedniejsza jest niż wino”. Uczeni kręciliby pewnie nosem na takie zastosowanie biblijnego tekstu, ale ten człowiek mógł powiedzieć „byłem umarły, a teraz powróciłem do życia”. Tak jak ślepy od urodzenia mówi krytykującym go: „byłem ślepy, a teraz widzę!”. To Słowo Boże sprawiło. Słowo Pana taką właśnie ma moc. Mamy wierzyć bardziej w Słowo Pana, niż we własne słowa, we własna mądrość. Czy potrafimy tak świadczyć?

Gdy byłem kapelanem w szpitalu spotykałem ludzi w różnych stadiach choroby. Nieraz bardzo cierpiących. Cóż im miałem mówić, że będzie dobrze? Drukowałem wtedy na oddzielnych kartkach psalmy. Dawałem, mówiąc: czytaj, módl się tym psalmem, To Słowo Pana. Będzie Cię uzdrawiać. Modlitwa tego psalmu będzie modlitwą twojego cierpienia. Tu jest właśnie siła. Nie jesteśmy w stanie przekazać pocieszenia lub wsparcia ludzkim słowem, możemy to z robić Słowem Pana. Ale to właśnie my mamy być pierwszymi, którzy w moc Słowa wierzą, praktykują lectio divina, są najpierw słuchaczami, by mieć co powiedzieć tym, z którymi się spotykamy. Hans Urs von Balthazar powiedział „kto nie słucha najpierw Boga, ten nie ma światu nic do powiedzenia”. Naprawdę! Nie czarujmy się. My nie mamy nic do powiedzenia. Jeśli nie słuchamy Słowa Bożego nie możemy być dobrymi świadkami. Możemy zatrzymać się na naszej osobie. Może ktoś powiedzieć: jesteś miły, dobry… Ale na tym się skończy. Nie jesteśmy w stanie nic więcej powiedzieć, jeśli nie słuchamy najpierw Boga. Ojcowie Kościoła wyprowadzili ciekawy wniosek, że Ewa upadła ponieważ powiedziała mężowi to, czego nie usłyszała od Boga. Poszła i powiedziała to, co usłyszała od szatana, diabła. Przekazała. Ile jest takich słów, które mówimy, bo ktoś nam powiedział! Skąd wiesz, kto jest ich autorem? Co powtarzasz? Chodzisz i robisz zamęt w człowieku, w jego sercu. Ile jest takich słów powtarzanych przez ludzi wierzących, praktykujących, mieniących się chrześcijanami. A często robią zamęt w życiu drugiego człowieka poprzez bezużyteczne słowo, które nic dobrego nie czyni, wręcz przeciwnie nieraz człowieka niszczy. Jak nie słuchasz Pana, co mówisz wtedy? Jakie słowa powtarzasz? Budujące?

Żyć

            Co jest ważne w naszym życiu, żeby stawać się świadkiem Słowa? Najpierw samotność i cisza. Dzisiaj bardzo człowiek potrzebuje wewnętrznej ciszy, aby słuchać Pana. Jednym z postanowień św. Faustyny na Wielki Post było „szukam ciszy wewnętrznej”. Czasem mówię klerykom, że skoro są już na czwartym roku, pora na wyższy poziom postanowień wielkopostnych, niż wyrzeczenie się słodyczy. Polecam im dwanaście postanowień św. siostry Faustyny. Na przykład zobaczyć w bracie lub siostrze obraz Boga. Lub, gdy nastanie wieczór zadać sobie pytanie: czy Pan Bóg może mnie już teraz odwołać? Czy jestem już gotowy? To daje czas na stanięcie przed Bogiem. Cisza wewnętrzna jest dziś bardzo ważna, to wewnętrzne skupienie, przeżywanie swojego życia przed Bogiem, przed Jego obliczem.

            To nie jest tak, że człowiek który nie żyje w skupieniu i ciszy, bo to nie jego styl życia, potrafi wejść do kościoła i nagle się skupić. Tak się nie dzieje, chyba że otrzymuje jakąś niezwykłą łaskę. To nie tak, że potrząsnę głową, pozbędę się wszystkich myśli i stanę przed Bogiem na modlitwę. Nie! Człowiek powinien żyć w skupieniu, ciszy. Kiedy nawet jesteś w pracy, w domu, kiedy robisz coś dla dzieci pamiętaj, że robisz to przed Bogiem. Jesteś skupiony, wiesz, że dla Niego to robisz. Wtedy jest w tobie ta cisza wewnętrzna, wewnętrza postawa skupienia. Wtedy przychodzisz na modlitwę i naprawdę łatwiej jest wejść w tajemnicę Boga. Ale jeżeli cisza jest tylko w miejscu nabożeństwa, a w ciągu dnia jej nie ma, to znaczy żeś oddzielił to życie całkiem od Boga i nie świadczysz swoim życiem, bo tylko w kościele jesteś nastawiony na Pana Boga, a w życiu o nim zapominasz.

Milczeć

Wielkich proroków rozpoznawano po tym, że przychodzili z pustyni. Oni mieli naprawdę coś do powiedzenia, bo wcześniej byli z Panem Bogiem sam na sam. Muszę więc stworzyć taką możliwość Panu Bogu, żeby do mnie mógł przemawiać. Cała duchowość Starego Testamentu opiera się na modlitwie i wezwaniu „Słuchaj Izraelu”. Słuchaj! To nie ty cały czas masz mówić, hałasować, zagłuszać Boga swoim słowem. Nie. Słuchaj! Słuchaj, a wtedy usłyszysz Boga i będziesz miał co powiedzieć. Za słuchaniem idzie posłuszeństwo i przyjęcie słuchanego słowa. Przyjmuję je i pozwalam aby mnie przeniknęło i przemieniło. Św. Augustyn mawiał, ze na darmo głosi na zewnątrz Słowo Boże ten, kto nie słucha go wewnątrz. Wy jesteście słuchaczami słowa, my – kapłani jego głosicielami. Ale wewnątrz, gdzie nikt nie widzi, wszyscy jesteśmy słuchaczami. Lectio divina to dziś ratunek dla człowieka, na wszystkie jego bolączki. Zasłuchanie się w uzdrawiające Słowo Pana.

Wymowna jest scena uzdrowienia przez Jezusa człowieka głuchoniemego. Co robi? Najpierw wkłada palce do jego uszu. To bardzo symboliczne. Pan najpierw zamyka twoje uszy na słuchanie głosu tego świata. Tak cię właśnie uzdrawia, to jego sposób. Najpierw musi cię od tego świata odłączyć, bo zanurzony w nim całkowicie nie jesteś w stanie niczego usłyszeć. Tak też musi uzdrowić twoje oczy. Przyłożyć do nich palce, zamknąć to, na co nieustannie patrzysz: telewizję, Internet. Właśnie po to, żebyś teraz nie patrzył. Żebyś poczuł Słowo Boże, żebyś w Słowie odnalazł wszystko, czego szukasz. To jest właśnie ta tajemnica.

Pismo Święte, opisując pierwsze lata życia Samuela mówi, że „w owym czasie rzadko odzywał się Pan” (1 Sm 3, 1). Czyżby niewiele mówiło się o Bogu w Izraelu w czasach Samuela? Na pewno nie, a mimo to „rzadko odzywał się Pan”. Działo się tak, ponieważ Słowo Boże nie miało nic wspólnego z ludzkim mówieniem o Bogu. To Bóg przemawia, a człowiek słucha. Kto wie, czy mimo wielu słów wypowiadanych dzisiaj na temat Boga, Biblii, jutro ktoś też nie powie, że w naszym czasie rzadko odzywał się Pan. Dlaczego? Dlatego że nikt go nie chciał słuchać.

Ukorzyć

Potrzeba dzisiaj nie tyle cytatów biblijnych, choćby najpiękniejszych, o dużym ciężarze gatunkowym, ale słów prorockich, których źródłem będzie wielkie cierpienie, zaduma, modlitwa, zdolne postawić słuchacza twarzą w twarz z aktualną obecnością, panowaniem Chrystusa zmartwychwstałego. Wszyscy – myślę – doświadczyliśmy, ile może zdziałać jedno Słowo Boże, gdy głęboko w nie wierzy i żyje nim najpierw ten, kto je głosi nawet, gdy nie jest tego świadomy. Często dochodzi się do wniosku, że właśnie pośród mnogości słów to jedno poruszyło serce i przywiodło mnie do kartek konfesjonału. Nie ma niczego takiego, jak to Słowo, mówi Izajasz. Obyśmy właśnie tak to pokazywali. Nie ma niczego ważniejszego dla nas, niż to Słowo. Orygenes powie „nie ma słowa, które mogłoby się z tym Słowem równać. Nie ma bowiem słowa po słowie Mojżesza, po słowie proroków, a zwłaszcza po słowie Jezusa Chrystusa i jego apostołów. Słusznie więc Kościół może wołać: nie ma słowa podobnego do tego Słowa. Nie ma słowa, które można by porównać ze słowem otrzymanym przez Kościół, przez które sam został zbawiony”. Dlatego też apostoł Piotr napomina: „Jeżeli ktoś przemawia, niech to będą słowa Boga” (1 P 4, 11). Wtedy będziemy świadkami.

Nie wiemy, kiedy dane słowo, wypowiedziane przez człowieka pochodzi z serca Bożego, ale człowiek może stwarzać warunki, aby Bóg przez niego mógł mówić. Nie będziemy wówczas jak wielu, którzy kupczą Słowem Bożym, lecz ze szczerości, jak od Boga mówimy w Chrystusie i z Bogiem. Zatem należy mówić w Chytrusie. To jest świadek; mówi w Chrystusie, pod Bożym natchnieniem, nie zaś kierowany własnym interesem. Chrześcijanin mówiący przed Bogiem ustrzeże się pychy, tego żeby o nim mówiono, manipulacji słowami Pana. Weźmy na serio słowa św. Grzegorza Wielkiego: „będę mówił, aby miecz Słowa Bożego, przechodząc przeze mnie, docierając do bliźniego, przeszył mu serce. Będę przemawiał, aby dzięki mnie Słowo Boże rozbrzmiewało także przeciwko mnie samemu”. Zatem trzeba nam, świadkom, dużo pokory, kiedy stajemy przed Słowem. Nie ma nic lepszego, niż sięgać po nie i żeby uczeń Chrystusa jego Słowo miał przy sobie, posługiwał się nim, mówił nim. Jakże inny byłby świat, gdybyśmy używali Słowa Bożego, więcej nim do innych mówili, powoływali się na nie i przywoływali w naszych domach. Gdybyśmy mówili: co Jezus na to? Co chciałby powiedzieć w tej sytuacji? Wtedy następowałaby przemiana. Musi być w nas pokora, że nic mądrzejszego nie wymyślimy. Mamy dać świadectwo tylko dlatego, że Pan nam je dał. Żaden człowiek nie jest bohaterem, który sam pokaże Panu Bogu na co go stać. Wiemy, co my możemy dać. Jakie słowo. Słyszeliśmy to. Jeżeli możemy cokolwiek mówić, to tylko złe słowo. Ale jeśli chcemy, żeby przez nas była głoszona Dobra Nowina, to trzeba się wczytać, pozwolić, by Słowo nas przenikało. Trzeba mieć pasję słuchania. Świadek to ten, co ma pokorę i pasję słuchania. Ciągle słucham Boga, nie jestem mądrzejszy od Niego. On wie, co mam powiedzieć tym, do których mnie powołuje.

Konferencja wygłoszona podczas Wielkopostnego Dnia Wspólnoty w Przemyślu. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

ks. dr Arkadiusz Jasiewicz