Cóż może wiedzieć młodzież o miłości małżeńskiej? Tyle, ile zobaczy i usłyszy od małżonków. Albo od mądrego kaznodziei, którego Pan Bóg już powołał do siebie.

Często zadajemy sobie pytanie: „O jaką miłość chodziło Chrystusowi?” Mówił On do swoich uczniów o miłości prawdziwie bezinteresownej, takiej, która nie zwraca uwagi na to, kogo nią darzymy. Żyjący w czasach Chrystusa i przysłuchiwali się Jego nauce, nie potrafili odkryć, zrozumieć o czym On do nich tak naprawdę mówi. Jednak Jezus uczył Apostołów, a zarazem i każdego z nas, aby kochać wszystkich ludzi.

Śp. ks. Piotr Pawlukiewicz podczas konferencji pt.: „Małżeństwo, labirynt czy droga do nieba?”, wygłoszonej w Kołobrzegu, skupia swoje myśli na odkryciu prawdziwej miłości. Jak sam mówi, w dzisiejszym świecie nazywamy miłością tak przeróżne rzeczy, jednak rzadko zastanawiamy się nad jej źródłem. Tym jedynym, prawdziwym początkiem miłości jest Pan Bóg, szczególnie ukryty w postaci Najświętszego Sakramentu],  Ten, z którym możemy spotkać się podczas codziennej Eucharystii. Przyjęcie Go do swojego serca podczas Komunii Świętej powinno być dla nas „motorem napędowym” do tego, aby miłością przyjętą od Jezusa, obdarzać naszych bliskich, tych z którymi spędzamy czas, ale także tych, którzy w jakiś sposób nas zranili.

Szczególnie ważna jest miłość do tej osoby, która jest najbliższa naszemu sercu. Jednak, jak zaznacza ks. Pawlukiewicz, „Czysta, prawdziwa miłość, to trzy osoby, dwie to za mało.” Daje on nam do zrozumienia, że małżonkowie nigdy nie mogą w pełni odkryć miłości tej drugiej osoby, jeżeli nie będą starali się o swoje potomstwo, a gdy ono już będzie, to muszą taką samą miłość okazywać swoim dzieciom. Jak wspomniał kaznodzieja: „Jak się cieszę, że ten którego kocham, kocha kogoś drugiego”. Jest to potwierdzenie, dlaczego mają być akurat trzy osoby. Niestety samo okazywanie uczuć do dzieci to za mało. Małżonkowie muszą pamiętać, że miłość, a raczej jej oznaki, powinny żyć razem z nimi przez całe ich życie. Nie mogą się oni z nią zatrzymać na etapie narzeczeństwa, wtedy gdy ciągle trzymali się za ręce, dawali skryte całusy. Jest to bardzo ważne, ponieważ poprzez te małe gesty, okazują sobie nawzajem to, co skłania ich ku sobie. Jednak najważniejsze jest to, aby trwać tak przez całe wspólne życie. Pięknie się patrzy na małżeństwa z 50, 60-letni stażem, które nie wstydzą się wspólnie pójść na spacer do parku, usiąść na ławce, oprzeć głowę na ramieniu małżonka. Pokazują oni w ten sposób nam, młodym ludziom, że o prawdziwą miłość trzeba ciągle dbać i nieustannie zabiegać. My za to nie powinniśmy się cieszyć tylko wtedy, gdy nasza ukochana lub nasz ukochany będzie nam ciągle „słodził”. Nawiązując do trzech osób potrzebnych do kochania, prawdziwą radość odczujemy wtedy, gdy ta druga osoba, okaże swoje serce, pomocną dłoń komuś obcemu.

Ks. Piotr wspomniał także o powołaniu do samotności. Jak sam zaznaczył, coś takiego nie może mieć prawa bytu. Możliwe jest za to powołanie do bezżenności. Samotność, według ks. Pawlukiewicza, to miejsce na nasze osobiste spotkanie z Bogiem. Nigdy nie możemy być samotni duchowo, ponieważ nie istnieje coś takiego jak samotność od Boga. Wraz ze stworzeniem człowieka, zostaliśmy powołania do ciągłego życia z Nim i w Nim. Dlatego też takie osoby, które czasem z własnego wyboru są same, powinny znaleźć innych, z którymi będą uczyć się kochać, ale też wspólnie się modlić. Mają taką możliwość dzięki wielu różnorodnym wspólnotom „dostępnym” w Kościele. Dzięki obecności w takich miejscach będą oni mogli poznać jeszcze bliżej Pana Boga, ale także osoby, które znalazły się w takiej samej lub podobnej sytuacji życiowej. Jest to również okazja do głębszego poznania samego siebie, bo bez tego nie możemy pogłębiać relacji z Panem Bogiem i drugim człowiekiem,

Żyjąc w XXI wieku spotykamy różne postawy życiowe, człowiek przybiera przeróżne maski. Jedną z nich jest fałszywe ja, tzw. konserwa roli. Myśląc o czymś takim, ks. Pawlukiewicz prezentuje nam postawę tzw. „zardzewiałego człowieka”. Jest to osoba, której dzień polega na leżeniu na kanapie, trzymaniu pilota w ręce, zajadaniu się niezdrowymi przekąskami. To ktoś taki, kto wszystko i wszystkich analizuje, nie potrafi on popatrzeć w oczy drugiemu, nie umie powiedzieć czegoś nowego oprócz tego, co usłyszy w telewizji lub przeczyta w gazecie – żyje tylko i wyłącznie ciągłymi schematami. „W życiu, w Kościele, mamy nauczyć się zdjąć z siebie tego zardzewiałego człowieka i wrócić do siebie! Ciągle żyjemy w strachu, boimy się, że coś się wyda z naszego życia” – tak ks. Piotr mówi o zaobserwowanym przez niego zjawisku.

Aby móc zrzucić z siebie owego człowieka, należy nauczyć się odkrywać prawdę ukrytą w ludzkich oczach. Odnajdziemy tam odpowiedzi na bez przerwy zadawane pytania: Kogo udaję? Kim jestem? Przed czym, kim uciekam? Kogo się boję? Ksiądz Piotr daje nam słowa pokrzepienia – bądź sobą, znajdź swoją broń, możliwe jest to tylko wówczas, gdy zaczniesz rozmawiać z innymi. Rozmowa jest najskuteczniejszym antidotum na troski życia codziennego. Szczególnie ważna jest ona w małżeństwie. Gdy kochające się osoby przestaną wspólnie spędzać czas, a zwłaszcza, gdy zabraknie między nimi tego, co powinno ich spajać, rozmowy i słuchania, nie będą oni w stanie odpowiedzieć na postawione wcześniej pytania, zaczną myśleć o rozwodzie, a nie o dobru wspólnym.

Dbanie o relacje to niezwykle ważny czynnik w tworzeniu prawdziwego, opartego na Bogu związku, a następnie małżeństwa. „Dziewczyno!” – apeluje ksiądz Pawlukiewicz – „Nie wychodź za mąż za swoje wyobrażenia, tylko za realnego człowieka! Musisz najpierw poznać tego, którego chcesz następnie poślubić”. To poznanie nie może zakończyć się tylko na wyglądzie zewnętrznym, o wiele ważniejsze jest wnętrze ludzkie. Najważniejszą kwestią w tworzeniu relacji między dwojgiem ludzi jest odkrycie piękna jego serca. Należy pamiętać również o tym, aby przez całe życie uczyć się kochać z drugim, ale także i drugiego.

„Kto mi powie, jakim ja mam naprawdę być?” Warto zapamiętać także i to, że mężczyzna i kobieta to dwa przeróżne światy. Różnią się oni od siebie nie tylko wyglądem fizycznym, ale także, można powiedzieć, że przede wszystkim, pod względem psychicznym, a nawet i duchowym. „Mężczyznę trzeba wielu rzeczy nauczyć: mówić, rozmawiać, jak trwać w relacji, komunikować. Chce on tylko ciągłej rywalizacji, najpierw rywalizował sam ze sobą, następnie z kolegami z podwórka, potem z konkurentami o serce swojej wybranki. Kobiety też konkurują, ale potrafią być bardziej otwarte”. To pierwszy przykład różnic damsko-męskich. Drugim są oczekiwania: „Faceci oczekują od kobiet dwóch rzeczy: pochwały, ale także zapewnienia, że jest ona przy nim przez cały czas. Kobiety zaś oczekują od mężczyzn, aby ci je wysłuchiwali. Najważniejszym człowiekiem dla nich jest ten, który je wysłuchuje, a także podziwia.” Ksiądz Pawlukiewicz ukazał te różnice w tak trafny sposób, że aż wstyd się do nich nie stosować.

Mówiąc na początku o powołaniu, kaznodzieja wrócił do tego tematu także i pod koniec swojej wypowiedzi. Tym razem mówi on o powołaniu kobiet. Do czego? Do piękna! Jednak nie można mylić go z atrakcyjnością. Ona bowiem może przeminąć, ale prawdziwe piękno będzie trwało zawsze i na zawsze. Gdy dziewczyna szuka odpowiedzi na pytanie, co jest dobre dla jej cery po to, aby jeszcze bardziej podobała się mężczyznom, ks. Pawlukiewicz ma jedno zdanie: „Najlepsza na urodę jest spowiedź”. Nic dodać, nic ująć. Dodaje on następnie, że prawdziwy, piękny uśmiech na naszej twarzy pojawi się tylko po odejściu od kratki konfesjonału. Jesteśmy wtedy oczyszczeni duchowo, co przeradza się na uśmiech zewnętrzny. Cieszy się nie tylko nasza dusza z tego, że możemy przyjmować do swojego serca Jezusa ukrytego w Komunii Świętej, ale także całe nasze ciało, a szczególnie usta pragną się radować z powodu wolności, którą daje nam spowiedź.

Po wnikliwym wysłuchaniu konferencji ks. Piotra Pawlukiewicza można jednoznacznie odpowiedzieć na postawione w jej tytule pytanie. Małżeństwo to droga do nieba. Inna niż pozostałe, bo droga dwojga (a raczej trojga) ludzi. Nie jest ona „gorsza” od tej wybranej przez osoby duchowne. Czy jest od nich piękniejsza? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, bo tę odpowiedź zna tylko Pan Bóg, ten sam, który daje nam wolność wyboru swojej przyszłości, tego jaka ona będzie. Małżeństwo nie może być labiryntem, bo do niego zazwyczaj wchodzi się samemu. Jednak gdy w życiu przytrafi się nam takowy labirynt, pozwólmy przejść go we dwoje, a raczej, jak mówi autor konferencji, we troje. Jak powiedział św. Augustyn: „Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą”.

Julia Sroczyk