Czy moja praca zbliża ludzi do siebie? Czy buduje wspólnotę? Czy część przyrody zmienia w zakątek raju? Czy rozwijałam swoje talenty w sposób harmonijny? Takie pytania się rodzą, gdy szuka się sensu pracy.
Doświadczyć sensownie pracującego życia
„Praca jest błogosławieństwem – powiedziały beginki, a było ich siedem dla przesunięcia jednego jaja” (przysłowie holenderskie). Nie może być tylko dla chleba. Nie chodzi jedynie o pozyskanie środków do życia. Jest jednym z podstawowych obowiązków i praw każdego z nas. Bywa, że odczuwa się ją jako przykrą konieczność, gdyż zabiera zdrowie, siły i najlepsze lata życia. Z drugiej strony pojawia się lęk przed jej utratą, bo jednak środki do życia są potrzebne. Nie każda praca jest błogosławieństwem. Istnieją jeszcze postacie pracy nieszczęsnej. Nawet w najpomyślniejszych wypadkach w pracy codziennej tkwi coś wymuszonego. Monotonia, wyznaczony czas i rytm mogą rzucić cień na najbardziej interesujące zajęcia. Sam fakt, że działalność włączona jest w zorganizowany system społeczny ma na człowieka wpływ psychologiczny.
W Piśmie św. wielokrotnie słyszy się zachętę do pracy własnymi rękami, wypełniania swoich obowiązków. Według św. Pawła prawo pracy brzmi bardzo prozaicznie: „nie chcesz pracować, nie jedz”. Praca dla chleba to doświadczenie mnóstwa ludzi, dla których nie jest ona zabawą, lecz twardą koniecznością. A jednak nie może ona wypełnić ludzkiego życia. Pracując człowiek chce coś znaczyć w oczach innych. Sam zarobek nie daje szczerej, głębokiej radości.
Tworzyć wspólnotę
Wiadomo, że nie każda praca uszlachetnia, nie każda jest dobrodziejstwem. Nie zawsze można ją ot tak zmienić na inną. Zastanawia mnie, jak odnaleźć w pracy nieszczęsnej (albo w nieszczęsnych elementach pracy stosunkowo szczęsnej) radość i spełnienie. Obowiązek społeczny i wymiar gospodarczy to jedno, a gdzie rozwój człowieczeństwa? Praca wydaje się być splotem sensu i bezsensu, chęci i niechęci.
Dla mnie takim kryterium sensu zaangażowania stało się pytanie, czy to, co robię (niekoniecznie dla pieniędzy, niekoniecznie na etacie, niekoniecznie w niewymownej glorii), jest dialogiem z ludźmi. Pozwala mi pracować z miłością. Tworzy wspólnotę opartą na takich wartościach, jak zaufanie, solidarność i prawda. Wtedy mogę się nawet dogadać z kimś dla mnie trudnym i dorobić sobie całe tony motywacji. Jeśli tego dialogu mi brakuje, lepiej żebym odeszła. Choć nie zawsze można odejść. Jednak gdy praca nie sprawia radości, nie jest to winą samej tylko pracy, lecz i poniżających układów, relacji międzyludzkich, panujących stosunków społecznych.
Ludzie są sobie nawzajem potrzebni. Czy mam w sobie tę świadomość? Nasz rozwój zawdzięczamy innym ludziom – praca jest pracą dla innych, wraz z innymi, pod władzą innych. Nie pracuję wyłącznie dla siebie, ale także dla człowieka, który jest obok mnie, dla mojej rodziny, dla społeczeństwa. Jak w tym wierszu z dzieciństwa o piekarzu, który piecze bułki, i lekarzu, który leczy. Dla dobra wspólnego mój mały kolego.
Odwaga bycia twórczym
Człowiek jest z natury pracownikiem, istotą tworzącą kulturę. Spory kawałek życia schodzi mi na wytwarzaniu mało dotykalnych dóbr. Jakieś teksty składane z literek, kontakty w wirtualnym świecie, aplikacje, formularze, plany pracy. Zabawy, rozmowy, czytanie. Przetwarzanie informacji, faktów i opinii. Co po tym ogromie czasu zostanie? Co zostanie po mojej pracy? Może dlatego coraz bardziej doceniam uroki prostych czynności. Porządkowania, gotowania, pieczenia. Zaczynam się domyślać, co kieruje ludźmi grzebiącymi w ogródkach, choćby doniczkowych, amatorami rzemiosła wszelakiego. Stare meble, koronki, sweterki, kartki. Wyhodowane własne pomidory. Ułożone w wazonie kwiaty. Domowe ciasto. Zrobione własnymi rękami.
O ileż nasze życie byłoby bogatsze, jeśli mielibyśmy odwagę być twórczymi! (Nie pamiętam już, gdzie kiedyś znalazłam te słowa, komu je zawdzięczam, ale poniższy apel stał się dla mnie bardzo ważny). Mowa tu o przeciętnej, codziennej twórczości, prostej i milczącej, która wyraża się w codziennych obowiązkach. Twórczości, która przyniosłaby jakość i przełamała rutynę. Nie potrzebuje ona uznania pochodzącego z zewnątrz (sławy, pochwał itp.), ponieważ już w samej sobie zawiera motyw dogłębnego uznania – fakt, że umożliwia ona człowiekowi ofiarowanie jego otoczeniu czegoś od siebie, odsłaniając niepowtarzalność i wyjątkowość jego osoby.
Twórczość taka nie jest czymś w rodzaju hobby, ale jest obowiązkiem, który nadaje wartość i koloryt życiu bez potrzeby czynienia rzeczy wielkich i sławnych. Wzbogaca ona osobę, pozwalając jej czuć się godną uznania i szacunku. Mało istotne jest więc, że człowiek nie posiada wielkich zalet i określonych zdolności. Nic nie zmienia też fakt, że nie ma on ilorazu inteligencji geniusza lub że nie potrafi oczarowywać swoją wymową czy też z trudem przychodzi mu realizowanie pewnych ról. Nie jest też dramatem, kiedy popełnia błędy lub orientuje się, że jest ktoś od niego zdolniejszy. Wręcz przeciwnie, im bardziej człowiek odkryje w sobie ten zalążek pozytywności i zasmakuje bycia samym sobą, tym lepiej zdoła docenić i wykorzystać te specyficzne zalety, które również on, jak zresztą każda jednostka ludzka, posiada w sposób absolutnie oryginalny, a tym samym nie spędzi życia na żałowaniu cech, których nie posiada. Świadomość, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, stanowi najlepszą i najbardziej znaczącą gwarancję pozytywności, która została zapisana w naszych wnętrzach od zarania naszej historii.
Żyć pięknie
Jesteśmy robotnikami, twórcami, artystami. Znamy smak kształtowania z czystej radości, z miłością dla szczęścia innych. Pamiętajmy o tych, którzy się męczą bez radości pracy. Wykorzystajmy troski i zmartwienia i nie zapominajmy cieszyć się dobrymi chwilami. Niech nasza praca, nasz umysł i nasze ręce, zbliżają nas jednych do drugich, żebyśmy wspólnie budowali świat, w którym jest prawdziwe życie.
Wiola Szepietowska
Foto: Anita Dzierzgowska