Pan Bóg doskonale wiedział, że ludzkość dojdzie do takiego momentu w swoich dziejach, gdy obraz będzie najbardziej rozpowszechnionym sposobem przekazywania treści. Skoro to właśnie dziś zwykło się mówić, że jeden obraz znaczy więcej niż tysiąc słów, jakie znaczenie mają dwa i do tego nadzwyczajne obrazy?
Przeczytałam tę książkę dwukrotnie. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy wracam do jakiejś lektury ze względu na wrażenie, jakie na mnie wywarła. „Twarzą w twarz” to opowiedziana z detektywistycznym zacięciem historia niezwykle ważnych dla chrześcijaństwa przedmiotów, mianowicie Całunu Turyńskiego i Chusty z Manopello. Paul Badde, niemiecki historyk i dziennikarz, latami przemierzał Ziemię Świętą i te zakątki Europy, do których zwykle nie docierają turyści lub pielgrzymi. Podążał śladem swoich badań i intuicji, poszukując miejsc związanych z odkryciem, przechowywaniem i wreszcie ukazaniem szerszej publiczności wizerunków „nie ludzką ręką uczynionych”. Srodze jednak zawiedzie się ten, kto oczekiwał publikacji kolejnych naukowych dowodów na autentyczność tkanin. Autor cytuje kilka, ale nie odnosi się do nich w sposób szczególny, jak również nie polemizuje z tymi, którzy uważają niezwykłe obrazy za sprytne fałszerstwo. Badde deklaruje bowiem: „zamierzam pytać o całun nieco przewrotnie. Nie: czy jest prawdziwy?, ale: jeśli jest prawdziwy, to co z tego wynika?”. I deklaracji tej pozostaje konsekwentnie wierny. Nie dziwi zatem, że pierwszym dokumentem, który zbadał dokładnie, ba „literalnie” można nawet powiedzieć, była… Ewangelia wg św. Jana.
Na kartach książki sceny po zmartwychwstaniu, gdy Jan i Piotr biegną do pustego grobu, ożywają w pełnym wymiarze. Autor, posługując się warsztatem dziennikarskim, daje czytelnikowi reporterski opis tych pierwszych godzin, gdy o świcie promienie słońca, wpadając do pustego grobu, wydobyły z mroku „leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu” (J 20, 6-7). To pierwszy trop śledztwa, wiodącego następnie do wieczernika, w którym uczniowie siedzą zamknięci i wystraszeni. Nie wiem, czy jest prawdziwa nakreślona w tym miejscu przez Badde teoria. Ale muszę przyznać, że pociąga mnie swoim realizmem i rozeznaniem ludzkiej kondycji. Powszechnie przyjmuje się, że apostołowie obawiali się pojmania i represji, jakie mogły spaść na uczniów Jezusa po Jego śmierci. Autor, który – jak wspomniałam – literalnie analizuje Pismo, pochylił się w tym opisie nad sformułowaniem „z obawy przed Żydami” (J 20, 19). Czego boją się uczniowie? Według Paula Badde tego, że Żydzi odkryją fakt zaciągnięcia przez apostołów na siebie rytualnej nieczystości. Nie tylko weszli do grobu, ale także… zabrali z niego tkaniny, które dla nich były bezpośrednim dowodem zmartwychwstania, a dla wszystkich prawowiernych Żydów najbardziej nieczystymi wśród nieczystych. Warto zwrócić uwagę, że opis ten poprzedza scenę pojawienia się Chrystusa pomiędzy uczniami „wieczorem, owego pierwszego dnia tygodnia”. Skąd zatem pewność wśród uczniów, ze ich Mistrz zmartwychwstał, jak zapowiedział, skoro jeszcze Go nie widzieli? Dowód na to znaleźli na grobowych płótnach. To dlatego zabrali je ze sobą, nie zważając na nakazy prawa.
Aby ściśle oddać zamysł autora trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Całun z Turynu jest powszechnie znanym wizerunkiem martwego, a przed śmiercią torturowanego i ukrzyżowanego człowieka. Szczyt realizmu osiągnięto w roku 2018, odwzorowując postać odbitą na tkaninie i tworząc posąg w technologii 3D. Zatem to nie całun był dowodem zmartwychwstania. Co zatem? Druga tkanina, chusta. Zapewne wielu pamięta scenę z pogrzebu św. Jana Pawła II, gdy jego najbliższy współpracownik, kard. Stanisław Dziwisz, zakrywa twarz zmarłego niewielką, delikatną, białą chustą. Komentujący scenę dziennikarz użył wówczas słowa „sudarium”. Tak też czyniono za czasów Jezusa. Złożonemu w grobie Zbawicielowi zakryto twarz delikatnym kawałkiem drogocennej tkaniny, wykonanej z bisioru (wydzieliny morskich małży). Paul Badde przekonuje, że to właśnie sudarium, na którym znalazł się obraz Chrystusa z otwartymi oczami i półotwartymi ustami, ostatecznie przekonało Piotra i Jana, że ciała Nauczyciela nikt nie wykradł i nie przeniósł. Gdy bowiem starszy z apostołów podniósł leżącą osobno chustę i skierował ją w stronę światła, zrozumiał, że „coś nowego było teraz na świecie. Coś niesłychanego, co Piotr ujrzał w tych szarawych godzinach pierwszego paschalnego poranka tutaj, na tym przeźroczystym materiale trzymanym pod światło u wejścia. Tutaj nagle Chrystus patrzył na Niego! Z otwartymi oczami! Żaden człowiek nie widział tego wcześniej”. Szczególna pieczołowitość w badaniu tej sceny zaprowadziła autora do Jerozolimy, do Grobu Pańskiego. W niewielkim pomieszczeniu spędził wiele godzin analizując, czy, jak i kiedy do komory grobowej mogły wpaść pierwsze promienie słońca. Co w tym skąpym świetle zobaczyły najpierw kobiety, a potem apostołowie? Wnioski wysnute z tych badań wydają się bardzo prawdopodobne.
Całun, zwany również sindonem i sudarium, czyli chusta, przez wieki były ukrywane, najpierw jako „nieczyste” dla Żydów tkaniny, pochodzące z grobu i stykające się z ciałem zmarłego. Potem nastąpiła epoka walk o Ziemię Świętą, najazdów, oblężeń, zdobyczy i przechodzących z rąk do rąk najświętszych relikwii chrześcijaństwa. Autor podróżując przez Europę trafia na ślady całunu i chusty w zachowanych dokumentach lub na budowlach sakralnych, w których niegdyś były przechowywane cenne tkaniny. Jak smutne memento brzmi współczesny opis jednego z francuskich kościołów, gdzie całun był wystawiany na widok publiczny w połowie XIV w. „Kiedy otwieram portal, przyfruwają do nas wróble. Ołtarz pokrywają… zdechłe muchy i ptasie odchody. Pajęczyny oplątują stary sekretarzyk, którego drzwi wiszą krzywo na zawiasach (…). Całun jest lepiej zachowany niż ten kościół”. Chwała Bogu, chciałoby się powiedzieć. Ale tylko o całunie. Kościoły Europy pustoszeją. Być może po ludzku wypada ubolewać, szukać przyczyny, zapobiegać. Z pewnością tak. Oprócz tego warto jednak także wracać do pierwszych chwil chrześcijaństwa, kiedy zamkniętych w wieczerniku, wystraszonych uczniów było tylko jedenastu. A między nimi prawdziwy obraz tego, który jest i zawsze będzie głową swojego Kościoła. Obie tkaniny, choć w różnych miejscach, są dla nas dostępne również dzisiaj. Jakie mają znaczenie? Dla każdego z pewnością inne. Badde cytuje w książce wypowiedź swojej żony, która najlepiej chyba oddaje sens poznawania niezwykłych wizerunków: „te tkaniny powinny nam pomóc i przypominać, że Bóg jest Osobą (…), że w centrum naszej wiary są nie jacyś ludzie, nie jakieś doktrynalne traktaty, relikwie, ale osobiste spotkanie z Chrystusem I że Bóg był widzialny wśród nas i pozostanie widzialny na zawsze”.
Jestem ogromnie wdzięczna Paulowi Badde, że w swojej książce nie próbował zebrać naukowych dowodów „za” i „przeciw” autentyczności płócien. Autor nie staje po żadnej ze stron wyraźnie wskazując, że nie wszystko da się przebadać naukowo i nie wszystko można udowodnić i pojąć, a także – co ważne – nie we wszystko warto bezkrytycznie wierzyć (w tym w kolejne naukowe teorie). Nie narzucając niczego pozwala czytelnikowi dojść do własnych wniosków. „Jeśli się nie mylę” – twierdzi – „nikt jeszcze nie zaczął wierzyć w Chrystusa jako Syna Boga Żywego tylko dzięki kolejnym odkryciom potwierdzającym autentyczność całunu Jezusa, niezależnie od tego, jak nieodparty mógłby być to dowód. Nie znam też żadnego przypadku mężczyzny lub kobiety, którzy odstąpiliby od tejże wiary, wysłuchawszy nawet najbardziej przekonującego ich argumentu potwierdzającego przeciwną tezę”. Dla autora wiara nie pozostaje w opozycji do rozumu. Wręcz przeciwnie, korzysta on ze swojej wiedzy i umiejętności, by wiarę ożywić i umocnić. Znane? Oczywiście. „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek – poznając Go i miłując – mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie” (Jan Paweł II, Fides et Ratio).
„Twarzą w twarz. Świadkowie koronni zmartwychwstania” autorstwa Paula Badde to książka ze wszech miar godna polecenia. Wydawnictwo „Niecałe” pod patronatem Gościa Niedzielnego proponuje czytelnikowi starannie wydaną pozycję, pełną zdjęć opisywanych ludzi, miejsc i pamiątek. To także znakomity materiał do wielkopostnych i wielkanocnych rozważań.
Monika Jasina