Od lat marzyłam o tym, żeby pójść pieszo na Jasną Górę. Marzyłam i nic z tym nie robiłam. W okolicach początku lipca, kiedy wyruszała nasza diecezjalna pielgrzymka, przypominałam sobie o tym fakcie, ale ciągle były jakieś przeszkody, jakieś „ale”. Tak więc nie myślałam o tym marzeniu stale, ale gdzieś we mnie było i ożywało co jakiś czas. Gdy w rozmowach słyszałam od innych ich wspomnienia z pielgrzymek zawsze widziałam ten błysk w oczach i towarzyszący wypowiedzi uśmiech, i to mnie zastanawiało. Imponował mi szczególnie ten, który był wielokrotnie, to było dla mnie WOW. I na tym się kończyło – na zachwycie i marzeniu. Aż przyszedł czas wirusa, który pozmieniał tak wiele w naszym życiu, zabrał normalność, to co stałe i oczywiste, wiele namieszał. Wydawać by się mogło, że skoro dotąd nie odważyłam się zrealizować mojego marzenia i nie zdecydowałam pójść, to tym bardziej teraz będzie to niemożliwe. I tu się myliłam. Do realizacji mojego marzenia wkroczył Bóg, teraz to wiem.
W tym innym od wszystkich roku ogłoszono, że 40. Przemyska Archidiecezjalna Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę będzie w formie sztafety. Wiem co to jest sztafeta, ale nijak mi to nie pasowało do pieszej pielgrzymki. Nie dociekałam na czym to będzie polegało i jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będę miała okazję przekonać się sama. Nie planowałam tego, nie zastanawiałam się nad tym, nie myślałam stale. Usłyszałam od zaprzyjaźnionej koleżanki, że ona się zapisała i że może ja też bym chciała i… cisza. Dopiero za kilka dni, nagle poczułam, że to jest ten moment, ten czas, że ja muszę, że bardzo chcę. To była uporczywa myśl, która nie chciała już tym razem odejść – pójdę za Ojczyznę, za moją Polskę. Wykonałam telefon pod podany numer i zgłosiłam swoją obecność. W między czasie dopadła mnie choroba. Moi bliscy z troską odradzali, twierdząc, że po takiej chorobie nie podołam trudom marszu. Ja jednak wiedziałam, że dam radę, byłam o tym przekonana. I tak … spełniłam swoje marzenie. A może doświadczyłam tego, jak może się spełnić nagle, zaskakująco, coś, czego tak naprawdę się nie spodziewamy. Bóg ma swoje pomysły na nasze życie i jest zaskakująco … prowokacyjny. Daj się sprowokować Bogu. Pozwól, by spełnił Twoje marzenie.
Sama pielgrzymka w wersji sztafetowej była oczywiście namiastką trwającego dotychczas kilkanaście dni nieprzerwanie marszu na Jasną Górę. Codziennie inna grupa z innego miejsca w diecezji jechała autokarem do wyznaczonej na trasie miejscowości, następnej po tej, w której skończyła grupa poprzedniego dnia, by kontynuować marsz. Chodziło o to, by dojść do celu, ale jednocześnie zachować maksimum bezpieczeństwa. Wersja na czas wirusa miała bardzo okrojoną postać, ale dawała poczucie uczestniczenia w czymś ważnym i bardzo potrzebnym. Msza święta na rozpoczęcie, całodniowy marsz z Modlitwą Różańcową, Koronką do Bożego Miłosierdzia, konferencjami w drodze, a przede wszystkim poczucie bycia we wspólnocie ludzi jednoczących się wokół tej samej misji – to nieoceniona wartość tejże Pielgrzymki. I choć pewnie nie dorównuje swojej siostrze – organizowanej dotychczas 12-dniowej wersji – była bardzo ważna. Towarzyszące nam hasło „Oto wielka Tajemnica Wiary” skupiało myśli wokół źródła, jakim jest Eucharystia. Pomogło na nowo odkryć istotę ustanowienia przez Jezusa tego Sakramentu, jego wagi i sensu. Poczucia jedności z Kościołem i przynależności do rodziny Bożej dodawał fakt pielgrzymowania z nami Pasterza naszej Archidiecezji – Księdza Abp. Adama Szala. Jego obecność na szlaku, głos i postawa były pięknym akcentem, dodającym sił i wytrwałości. To była moc świadectwa.
Jeszcze jeden ważny fakt zasługuje na zaakcentowanie. Marsz mojej grupy – św. Brata Alberta – przypadł na dzień wyborów na prezydenta naszego kraju. Skoro szłam w intencji Ojczyzny nie wyobrażałam sobie, by nie spełnić obywatelskiego obowiązku i nie wziąć udziału w tych wyborach. Dlatego też odpowiednio przygotowana – jak zresztą duża większość uczestników – wzięłam udział w głosowaniu. To dopełniło mojej misji, z jaką szłam w tej pielgrzymce.
Pasterz naszej Archidiecezji Ksiądz Arcybiskup Adam Szal pięknie podsumował tegoroczną pielgrzymkę, której hasło wpisało się w ogólnopolski program duszpasterski poświęcony Eucharystii. Powiedział m.in., że tegoroczna pielgrzymka była swoistym wsłuchiwaniem się w kołatanie Boga do serca każdego człowieka. „Chrystus chce przyjść. Przychodzi w sposób bardzo delikatny. Nie przychodzi w asyście takiego czy innego umundurowanego człowieka. Nie bije pięścią. Nie wyłamuje drzwi. Stoi przed drzwiami naszego serca cicho i czeka”. Życzył też wszystkim na koniec przede wszystkim umocnienia wiary, szczególnie w realną obecność Chrystusa pod postacią chleba i wina.
Nasza wiara to doświadczanie Bożej obecności i Bożych możliwości. Spełnianie naszych marzeń to dla Boga nic trudnego, byle byśmy tylko chcieli w to wierzyć i tego doświadczać.