„Nie mogę oczekiwać nadzwyczajnych znaków od Boga, że poszczególne moje plany, inicjatywy i dzieła są dziełem Bożym. Musi mi wystarczyć zwyczajna, moralna pewność, wynikająca z przemyślenia spraw w świetle ogólnych norm i opinii poważnych ludzi z aprobaty hierarchii” (ks. F. Blachnicki.

Monika Jasina: Lubi Ksiądz zmiany?

Ks. Bartłomiej Zakrzewski: Czy lubię? Zawsze niosą coś nowego, jest jakaś niewiadoma. Zmiany są w życiu potrzebne więc jestem na nie otwarty. Trudno powiedzieć, czy lubię, bo nie wiem, co mnie czeka, ale nastawiony jestem pozytywnie.

Jak wyglądały w tym roku wybory moderatora diecezjalnego? Przez pandemię chyba trzeba było pominąć niektóre procedury?

Statut Stowarzyszenia mówi, że wyboru trzech kandydatów na stanowisko moderatora diecezjalnego dokonuje Diecezjalna Kongregacja Diakonii. Ksiądz arcybiskup wybiera moderatora diecezjalnego Ruchu spośród przedstawionych kandydatów, ale w swoim wyborze jest zupełnie wolny. To okazało się w tym roku bardzo istotne, ponieważ kongregacja się nie odbyła. Z powodu epidemii ks. Marcin, ustępujący z urzędu moderator diecezjalny, ją odwołał. Zatem ksiądz arcybiskup podjął taką, a nie inną decyzję wybierając spośród tych kandydatów, którzy zgodzili się kandydować.

Naturalnym jest, że moderatorzy posługujący w Ruchu i dla Ruchu są zaangażowani. Proszę powiedzieć, jak wyglądała posługa Księdza w Ruchu przez ostatnie lata?

Ja przez ostatnie lata przede wszystkim służyłem prowadząc rekolekcje Oazy Nowego Życia w ramach formacji podstawowej. Mam też doświadczenie wielu rekolekcji tematycznych i ewangelizacyjnych. Prowadziłem we wszystkich dotychczasowych parafiach grupy oaz młodzieżowych. Aktualnie odpowiadam także za wspólnotę w parafii NSPJ w Krośnie, gdzie staramy się z młodymi poznawać Pana Jezusa w charyzmacie Ruchu Światło-Życie taką metodą, jaką ksiądz Blachnicki nam zostawił.

A jak się Ksiądz odnajduje wśród rodzin?

W jednej z moich wcześniejszych parafii byłem moderatorem kręgów Domowego Kościoła, co było dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Bardzo mi to otworzyło oczy na funkcjonowanie współczesnego małżeństwa i rodziny. Szczerze powiem, że tęskni mi się do tych comiesięcznych spotkań kręgowych. Wspólne dzielenie się życiem, Słowem, odkrywanie Boga w codzienności, zmaganie się ze “zobowiązaniami DK”, doświadczenie wspólnoty – to była istota tych spotkań. Widziałem niejednokrotnie, jak Ruch daje im doświadczenie Jezusa, który zbawia. To było najlepsze! To mnie budowało. I nie była to sielanka. Oczywiście był czas na spontaniczną radość, żart, wzajemne wsparcie,  ale też były chwile trudne, gdzie trzeba było stanąć w prawdzie Słowa Bożego i np. przeprosić, przebaczyć… I nie dotyczyło to tylko małżonków. Wtedy odkrywałem prawdę, że krąg jest potrzebny i mnie, abym też mógł się nawrócić. Prawda z miłością były kluczem do owocnych spotkań. Takie chwile to wielka łaska i wiele zależało od nas samych. Zawsze mówiłem, że nie potrzebuję telewizji w domu, bo w codziennych historiach tych rodzin było dosłownie samo życie.

Nie tylko Polska jest miejscem Księdza posługiwania. Pamiętam relacje z rekolekcji w Afryce i z wyjazdu do Ekwadoru.

Tak, posługiwałem jako moderator na rekolekcjach oazowych w Kenii i Tanzanii, co dało mi doświadczenie Ruchu w zupełnie innym kontekście kulturowym. Jeżeli chodzi natomiast o Amerykę Południową, byłem tam z ks. Danielem Trojnarem i ks. Antonim Michno. Podróż była odpowiedzią na wołanie Księdza Arcybiskupa Adama, który wówczas – jeszcze jako Biskup Pomocniczy w archidiecezji – zaproponował, żeby oazowicze pojechali do Ekwadoru i rozpoczęli wolontariat, ponieważ są tam już kapłani z naszej diecezji. Nasz wyjazd, który miał być rozpoznaniem potrzeb na miejscu i pewnym otwarciem Ruchu w diecezji na misje, zaowocował faktycznie wolontariatem, który trwa do tej pory. Były już trzy zmiany wolontariuszy. 7 lipca wróciły do Polski po rocznej posłudze animatorki Anita i Ola. W tym miejscu warto się zastanowić, czy każdy z nas odmówił choćby “Zdrowaś Maryjo” w ich intencji. Misje oazowe to sprawa całego Ruchu, nie tylko Diakonii Misyjnej.

Ksiądz Blachnicki z każdego wyjazdu przywoził doświadczenia wzbogacające Ruch w Polsce. Czego dziś możemy nauczyć się od tak odmiennych, afrykańskich kultur?

Bardzo mocno zapadła mi w pamięć ich spontaniczna i autentyczna wiara, którą wyznają.Na pierwszym stopniu rekolekcji ONŻ, w Tanzanii, miało miejsce przyjęcie Jezusa, jako Pana i Zbawiciela. Jak pamiętamy, odbywa się to podczas wieczornej Eucharystii, połączonej z nabożeństwem światła i wody. Nasze procesyjne przejście do źródła (zaimprowizowanego zresztą przez animatorów) było niesłychanie dynamiczne. Obraz tego wydarzenia zapisał się w mojej pamięci bardzo dokładnie. Szedłem ze świecą oazy jako pierwszy, a za mną podążali tańczący i radośnie śpiewający uczestnicy – każdy ze swoją świecą. Treści pieśni w języku suahili, nie rozumiałem, ale ludzie poruszyli mnie głęboką autentycznością i gorliwością przeżywania liturgii. Byłem wprost oszołomiony. Zastanawiałem się wielokrotnie, czy my potrafimy w taki sposób przeżywać wiarę. Mam świadomość, że jest to zależne od kultury i sposobu przeżywania codzienności, jednak dla mnie ta spontaniczność była wspaniała.

Chciałby Ksiądz tam wrócić?

Może kiedyś tak. Jednak moje marzenia o Ruchu w Afryce bardzo mocno wiążą się z wyjazdem wspólnoty. Ks. Blachnicki mówił, że życie powstaje z życia. To ważna zasada. Tylko wspólnota może być światłem i przykładem. Można opowiadać o charyzmacie spotkania i wzajemnej miłości, ale dopóki nie będzie realnego przykładu, ludzi, którzy faktycznie miłują się jak Chrystus nas umiłował, nie można liczyć na trwałe zmiany. Tylko świadectwo ma moc przyciągania. Potrzeba zatem rodzin i młodzieży, które będą tam, w Afryce, diakonią stałą. Poświęcą swoje życie, by świadczyć o Chrystusie w charyzmacie Ruchu. Trzeba pamiętać, że ks. Blachnicki widział w rozwoju diakonii stałych miernik rozwoju Ruchu Światło-Życie. Warto się zastanowić, czy w naszej diecezji są takie diakonie i tacy ludzie, którzy rozpoznali swoje powołanie i na całe sto procent poświęcili się Ruchowi i jego dziełom.

Czy to będzie jeden z kierunków działania Księdza, jako moderatora diecezjalnego: tworzenie diakonii stałych, albo przynajmniej zaczynu pod ich powstawanie?

To chyba kierunek działania Ducha Świętego, a nie mój (śmiech). Moim zdaniem, najważniejsze jest, by usłyszeć w tym wszystkim głos Pana Boga. Wielu ludzi ma wiele różnych pomysłów, jeżeli chodzi o członków Ruchu Światło-Życie, albo tego, jak Ruch ma wyglądać. Kiedy jednak popatrzymy, jak ks. Blachnicki rozeznawał charyzmat i wizję Ruchu, to z pewnością zauważymy, że nie chodzi tu o indywidualne plany. Zacytuję: „Nie mogę oczekiwać nadzwyczajnych znaków od Boga, że poszczególne moje plany, inicjatywy i dzieła są dziełem Bożym. Musi mi wystarczyć zwyczajna, moralna pewność, wynikająca z przemyślenia spraw w świetle ogólnych norm i opinii poważnych ludzi, z aprobaty hierarchii. Poza tym obowiązuje zasada po owocach poznacie ich. Wola Boża okaże się w przyszłości. Teraz trzeba szukać jej pokornie w świetle wiary, z wewnętrzną gotowością rezygnacji ze wszystkiego, co kiedyś może się okazać niezgodne z planem Bożym”. Nie będę szukał nowej drogi, ona jest już wytyczona i zatwierdzona przez Kościół. My, jako Ruch musimy po prostu, metodą i w duchu ks. Blachnickiego, szukać bardzo konkretnej posługi.

Metoda wydaje się oczywista, tylko człowiek przeważnie ma wielką ochotę za wszelką cenę zrealizować własny pomysł, który oczywiście uważa za doskonały.

Tu potrzeba przede wszystkim wielkiej pokory, a następnie decyzji, by się poświęcić na całego. Zły duch przekonuje, że nie warto, nic nam to nie da, niczego nie osiągniemy. I w takiej sytuacji, gdy można zaangażować się na sto procent, poprzestajemy na niewiele znaczących ułamkach. I nagle Ruch staje się tylko jedną z wielu opcji w życiu. Jedna z osób bezpośrednio współpracujących z ks. Blachnickim opowiadała, że Ojciec zawsze przyglądał się ludziom przyjeżdżającym na Kopią Górkę. Szukał wśród nich maksymalnie zaangażowanych. Wielu było takich co „przeżyli” swoje i odjechali. Doświadczyli działania Jezusa, uzdrowienia, jakiegoś światła ale zaraz wrócili do swego poprzedniego życia, jak w Ewangelii… Wspomnieć tu można chociażby słynne Oazy Modlitwy. Tłumy ludzi gromadziły się na Kopiej Górce. Ale w ciszy przed Panem, w chwilach najcięższych, pozostawali nieliczni ci, którzy poświęcili się całkowicie Ruchowi. I o takich Czcigodnemu Słudze Bożemu chodziło.

Szukał wojska Gedeona?

Oczywiście, że tak. Musimy się wyleczyć z liczebności, w takim sensie, że jako Ruch musimy mieć dużo ludzi. To nieprawda. W tym fragmencie Pisma Świętego, które mówi o przygotowaniu Gedeona i jego armii do walki widzimy, że Pan Bóg sam kazał zmniejszyć liczbę wojowników. Po co? Żeby armia lub dowódca nie przypisali sobie chwały zwycięstwa. Zwycięstwo jest dziełem Boga, a On potrzebuje ludzi w pełni zaangażowanych. To w tym fragmencie Księgi Sędziów przeczytamy zdanie chętnie parafrazowane przez ks. Blachnickiego: „Kto się boi, niech idzie do domu!”. I to był pierwszy etap weryfikacji: lęk. Boisz się walczyć? Wracaj do swoich spraw, swego domu i swego życia. Jak wielu dziś boi się w Ruchu posługi, odpowiedzialności, poświęcenia. Lęk ich zatrzymuje. A Jezus tak często powtarza “Nie bójcie się!” Drugi etap weryfikacji to próba. Bóg ma prawo wypróbowywać każdego z nas i to robi! Jak? Najczęściej poprzez doświadczenie tajemnicy krzyża. Jak wielu jest takich, którzy uciekają od krzyża do świata. Tajemnica zaś Krzyża Chwalebnego jest kluczem do Nowego Życia, Nowego Człowieka i Nowej Wspólnoty. Jest to jedno z najgłębszych doświadczeń obecności Boga. Wtedy stajemy się autentycznie dojrzali w Chrystusie, czyli prawdziwą solą ziemi i światłem świata. Wydaje mi się, że podobnie jest w Ruchu. Zawsze zostanie jakaś garstka, reszta, która się poświęci, będzie w pełni żyła charyzmatem i przyniesie owoce.

Gdzie w takim razie w najbliższym roku będzie sztab armii? Collegium Marianum wciąż w remoncie; gdzie znajdzie się miejsce dla moderatora diecezjalnego?

Od Księdza Arcybiskupa dostałem skierowanie do parafii Matki Bożej Królowej Polski na Kmieciach, w Przemyślu. Dopóki Collegium nie będzie gotowe, tam będzie można mnie znaleźć. Dla mnie bardzo ważne jest w Ruchu spotkanie z drugim człowiekiem. Ważne są dla mnie oficjalne i zorganizowane spotkania, jak kongregacje, diakonie jedności, różnego rodzaju rekolekcje i kręgi DK. Ale najcenniejsze zawsze pozostanie bezpośrednie spotkanie.

W parafii może być niełatwo. A wiadomo kiedy CM będzie gotowe? Przecież wraz z posługą przyjął Ksiądz także plac budowy.

To nie jest „mój plac budowy” (śmiech). To dzieło Ruchu. Tym bardziej, że to miejsce zostało zawierzone Niepokalanej Matce Kościoła. Ono będzie wyglądać i funkcjonować tak, jak będzie funkcjonował Ruch w diecezji. Jest to odpowiedzialność nas wszystkich. Tymczasem remont prowadzi kuria diecezjalna i są plany, by ukończyć go jeszcze w tym roku. Zobaczymy jak to wyjdzie. Trudno jest cokolwiek wyrokować zwłaszcza, że jeszcze nie zapoznałem się ze szczegółami tej inwestycji. Na pewno potrzebna jest modlitwa i o nią proszę każdego, kto będzie czytał ten wywiad. Za Collegium Marianum, za Ruch za parę diecezjalną i za mnie. Choćby jedno Zdrowaś… ale z wiarą, „w swojej izdebce, a Ojciec, który widzi w ukryciu odda…”.

Planuje Ksiądz coś w rodzaju „bilansu otwarcia”?

Moja posługa nie oznacza, że teraz właśnie zacznie się nowy rozdział działalności Ruchu Światło-Życie w diecezji. Wiem, że wchodzę w czyjeś dzieło. Mam w sobie ogromną wdzięczność za wysiłek moich poprzedników, ks. Marcina, ks. Daniela, ks. Adama i innych moderatorów. Nie chodzi mi tylko o wysiłek organizacyjny i różne inicjatywy. Bardziej o to, czego nie widać: chwile samotności, łzy, zmaganie się ze sobą i oczekiwaniami ludzi, spotkanie się z niezrozumieniem, wewnętrzne przeciwności i lęki. W tym dziele, jakim jest Ruch w diecezji, swój udział mają też kapłani prowadzący rekolekcje, moderatorzy kręgów Domowego Kościoła, wspólnot oazowych w parafiach. Należy tu wspomnieć bezinteresowną posługę bardzo wielu animatorów, którzy są „nośnikami” naszego charyzmatu. Ludzkie serca, trwające przy Jezusie w Oazie, to owoce modlitwy, wysiłku, a nawet cierpienia bardzo konkretnych osób. Mam świadomość, że w ten wysiłek wchodzę. Nie patrzę więc na moją posługę tak, że wejdę i zawojuję świat. Mamy tak dużo kryzysów teraz: rodziny, wiary, człowieczeństwa, ojcostwa. To wszystko wpływa na to, jak wygląda dzisiaj Kościół, a zatem i Ruch Światło-Życie. Nie wiem, jak będzie. Może tak, że Pan Bóg będzie nas oczyszczał i zmniejszymy się pod względem liczebności? Mnie na pewno będzie zależało na jakości. A ta zależy od Ducha, czy odkryjemy Jego działanie w naszych wspólnotach, czy nie. I jak podejdziemy do tego, do czego Bóg nas wzywa.

Będzie spotkanie z odpowiedzialnymi za diakonie?

Mam świadomość tego, że na początku nawet spotkanie z diakoniami nie da mi pełnego obrazu Ruchu. Diakonie specjalistyczne są miejscem aktywności po formacji podstawowej; mają wypełnić swoje zadanie, polegające przede wszystkim na koordynacji inicjatyw i działań oddolnych. Jeżeli zatem małe wspólnoty są żywe, działają kręgi przy parafiach i tam posługują, uczestnicy formują się, jeżdżą na rekolekcje i są do dyspozycji księdza proboszcza – wówczas Ruch Światło-Życie zaczyna spełniać swoje zadanie, staje się solą. Tutaj jest siła Ruchu. Jeżeli tego nie ma, może okazać się, że mamy do czynienia z martwą strukturą. Wydaje mi się, że dopiero po upływie roku zobaczę całościowy i prawdziwy obraz Ruchu w diecezji. Nie mam takiego myślenia, że od razu będę wiedział wszystko. Wielu rzeczy muszę się jeszcze nauczyć i mam też świadomość, że zapewne popełnię błędy. Jestem grzesznikiem i moje wady mogą też ludzi zranić lub zniechęcić. Dlatego proszę o wsparcie i modlitwę.

Zatem na razie nie planuje Ksiądz zmian personalnych w diakoniach?

Tego bym nie powiedział. Moim zdaniem takie zmiany są istotne i będą one wynikać z zaangażowania odpowiedzialnych w Ruch. To rzecz pierwsza. Model działania diakonii widzę w ten sposób, że będą one miejscem powstawania planów i inicjatyw. Na forum będziemy rozeznawać, czy są one dobre i słuszne, czy warto poświęcać im czas, siły i potencjał. Duch Święty budzi – od dołu. Zadaniem moderatora diecezjalnego jest dbałość o jedność Ruchu, troska o rozwój wszystkich jego wspólnot i gałęzi, zgodnie z charyzmatem całego Ruchu oraz ich szczegółowym charyzmatem i troska o rozeznawanie kierunków zadań podejmowanych przez Ruch Światło-Życie.

Ma Ksiądz już konkretne plany na najbliższe cztery lata, czy dopiero powstaną?

Te konkretne plany będzie wyznaczać nam rozeznanie. Aby dobrze zadziałały, przyniosły oczekiwane owoce, potrzeba oceny „jak jest” i wizji „jak powinno być”. Mam jakieś pomysły, co do działania pewnych przestrzeni Ruchu, ale wolałbym, żeby były one rozeznane w sposób kolegialny. Następnie, by osoby odpowiedzialne, członkowie Stowarzyszenia, zostały włączone do wdrażania zmian w życie. Zasypywanie ludzi swoimi pomysłami nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. Jeżeli jednak ktoś czuje się wezwany przez Pana Boga i na to wezwanie odpowiada, jego działanie ma zupełnie inną motywację i siłę. Bez postawy bezinteresownej służby nie jesteśmy w stanie przynieść konkretnych owoców.

Jakie to powinny być owoce?

Święci! Życiodajne wspólnoty! Może tylko kilkuset członków Ruchu w diecezji, ale będących prawdziwym światłem dla świata. Żyjących tak, że każdy inny powie: my też tak chcemy! Chcemy tak żyć, chcemy takiego Boga, chcemy się tak kochać, mieć takie rodziny, takie dzieciństwo. To wielkie żniwo. Prośmy o robotników. Prośmy pokornie Pana o wojsko Gedeona, które podejmie tę walkę pod sztandarem Chrystusa Zmartwychwstałego!

Oddaję cały Ruch Światło – Życie w archidiecezji przemyskiej oraz wszystkie jego dzieła i wspólnoty Niepokalanej Matce Kościoła oraz wstawiennictwu Czcigodnego Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego.

Monika Jasina