Znam kobietę, która boi się zasnąć. Czuje, że znowu traci kontrolę nad swoim życiem, słyszy szczęk narzędzi chirurgicznych. Za chwilę niczego nie będzie mogła już cofnąć. Znam kobietę po próbie samobójczej. Ma za sobą więcej niż jedną aborcję i niezliczone epizody depresyjne. Znam też matkę rodzącą martwe dziecko w czwartym miesiącu ciąży i inną, decydującą się urodzić dziecko żyjące niespełna godzinę, obarczone tzw. „wadą letalną”. Jestem pewna, że podobnych historii każdy zna co najmniej kilka. I jeżeli trudno się ich słucha, to o wiele trudniej stać w ich centrum zwłaszcza, gdy jest się tam samemu.
Nikogo nie zaskoczy zapewne, że w dwóch pierwszych przypadkach kobiety były pozostawione same sobie. Obojętność, wrogość lub nieobecność mężczyzny była pierwszym i najważniejszym powodem podjęcia dramatycznej decyzji o zabójstwie dziecka. Są w życiu każdego takie chwile, gdy chce usłyszeć „Poradzimy sobie. Razem”. Kiedy słyszy się to z ust osoby najbliższej, można przenosić góry nawet wówczas, gdy wiara nie jest większa niż ziarnko gorczycy. Na te dzieci z moich historii, które się urodziły, czekali ich ojcowie. Byli tam gdzie powinni, zrobili, co do nich należało. Wzięli na ręce, pobłogosławili, żyjące ochrzczono, pożegnali się. Teraz mają swoje miejsce, gdzie światełkiem przypominają, że kocha się na zawsze; po tej i po tamtej stronie życia.
Podczas jednej z konferencji ks. Franciszek Blachnicki powiedział, że brak miłości jest istotą wszelkiej niewoli. „Człowiek, kiedy się pocznie w łonie matki, a nie jest miłowany, to już wtedy, zaraz na początku swego istnienia, jest niewolnikiem. Matka zabija swoje nie miłowane dziecko. To poczęte życie od samego początku nie chciane, nie miłowane, znienawidzone – to życie niewolnicze”. Cóż bowiem robi się z niewolnikiem? Traktuje jak rzecz: sprzedaje lub oddaje, a zepsutą wyrzuca. Od czasu, gdy założyciel Ruchu Światło-Życie wypowiedział te słowa minęło czterdzieści lat. W świetle protestów z końca ubiegłego roku chciałoby się powiedzieć, że nic się nie zmieniło, ale na szczęście nie jest to prawda.
Według oficjalnych danych, gdy w całej Polsce wykonuje się rocznie ponad tysiąc aborcji, na Podkarpaciu od 2017 roku nie przeprowadzono ani jednego takiego zabiegu. Interpretacje przyczyn i skutków tego faktu są bardzo różne ja jednak chcę wierzyć, że pomału ale z coraz lepszym skutkiem uczymy się kochać. Jest to niewątpliwie dobry kierunek. Mądrość ludowa powiada „Jakie Zwiastowanie, takie Zmartwychwstanie”; do niedawna myślałam, że chodzi o pogodę. Dzisiaj uważam, że tę sentencję należy rozumieć inaczej: w świetle każdego nowego życia powinniśmy zobaczyć samych siebie za kilkadziesiąt lat, gdy przed Bogiem będziemy zdawać sprawę jedynie z miłości. Jak mocno, jak bezwarunkowo kochałam? Zapytacie pewnie, co z niewierzącymi. Nie mam innego pomysłu, niż kochać więcej, również za nich. Za ich zmartwychwstanie.
Monika Jasina
Tekst ukazał się w 15 numerze „Niedzieli Przemyskiej” (11 kwietnia 2021 r.)