„Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego –
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.” J 1,11-13
„/Światło/ przyszło do swojej własności” (J 1, 11). Podczas jednej z medytacji Słowa, Duch Święty zatrzymał mnie nad tym krótkim zdaniem i nie pozwolił mi czytać dalej. Odkryłem w tym wersecie niesamowitą prawdę, która pozwoliła mi na nowo uświadomić sobie prawdę fundamentalną – jesteśmy wielkimi szczęściarzami, bo należymy do Boga, a On troszczy się o wszystko co do Niego należy! Spróbujmy ten temat rozwinąć…
Czytając powyższy werset w Biblii, po grecku, znajdziemy tłumaczenie, że Słowo przyszło do swoich. W przekładzie „Tysiąclatki” jest napisane, że przyszło do swojej własności. Jezus mówi: jesteś mój. Przychodzę do Was, bo jesteście moimi. Traktuję Cię jako kogoś bardzo bliskiego i przychodzę do Ciebie. Jesteś moją rodziną, dziedzictwem, królestwem, przyjacielem. Jesteście dla mnie kimś bardzo ważnym, więc chcę przyjść do Was. Jesteście mi tak drodzy, że staję się jednym z Was i umieram za Was. Nie wolno nam o tym zapomnieć. Spójrzmy na nasze rodziny, każdy z nas ma jakichś bliskich, którzy są dla niego bardzo ważni. My chcemy, żeby nasi bliscy byli z nami, oni chcą abyśmy byli z nimi. Nawzajem się wspieramy i cieszymy swoją obecnością. Gdy są jakieś problemy, choroby, trudności przychodzimy sobie z pomocą. Bóg mówi: nie skupiam się na Twoim grzechu, słabości, niemocy…, ale przychodzę do Ciebie człowieku, martwię się o Ciebie, interesuje się Tobą… Jedną z największych manipulacji diabła jest wmawianie nam, że nie interesujemy Boga i tak naprawdę nikt się nami nie przejmuje. Nie wolno nam zapomnieć, że Bóg traktuje mnie i Ciebie jako swoją rodzinę, czyli kogoś bardzo ważnego.
W wersecie 11b Ewangelii św. Jan przypomina „swoi Go nie przyjęli”, ale w kolejnym 12 wersie dodaje, że są tacy, którzy otworzyli się na Jezusa i Go przyjęli. Zarówno za czasów Jezusa, jak i dzisiaj nadal są tacy, którzy przyjmują Słowo. Czy ja do nich należę? Nie tylko przyjmuję Słowo, ale i wierzę? Te dwa elementy są niezwykle istotne, bo to właśnie wtedy to Słowo daje mi światło, moc i pozwala stać się dzieckiem Boga. Naszym zadaniem jest przyjąć Jezusa, a Jezus to znaczy Bóg- zbawia. Czy ja wierzę, że Bóg zbawia? Nie chodzi o to, czy się modlę, chodzę na adorację Najświętszego Sakramentu, przeżywam Namiot Spotkania, regularnie się spowiadam, uczestniczę w Eucharystii, formuję np. w Oazie, byłem na wielu rekolekcjach, kursach. Pytanie: czy Jezus jest moim Panem, czy mam doświadczenie Żywego Boga i poddałem Mu swoją codzienność? Problemem nas – chrześcijan jest to, że tak często zapominamy, że należymy do Boga. Kolejnym problemem jest zaś to, że my nie przyjmujemy tego Słowa, nie wierzymy, że ono także dzisiaj działa i zbawia. Nie wierzymy w żywego Ojca! Jan wyraźnie nam podpowiada: uwierz, przyjmij Słowo, a staniesz się dzieckiem Boga, któremu niczego nie zabraknie.
Chyba nie trzeba mówić, co dzieje się z człowiekiem, który nie ma poczucia, że jest kogoś, że komuś na nim zależy, że ma rodzinę, która go kocha. Bez oparcia w bliskich człowiek w życiu jest bardzo słaby. Wiele naszych problemów duchowych wynika z tego, że zapomnieliśmy czyimi jesteśmy dziećmi. Jeśli zapomnimy, że jesteśmy dziećmi potężnego Boga w niebie, konsekwencje tego będą miały wpływ na całe nasze życie. Tracę poczucie bezpieczeństwa, tego że ktoś ze mną jest i mnie wspiera, że jest przy mnie wspaniały Tata. Zapominam o tym i zaczynam się bać, błądzić. Diabeł tylko czeka, aż my zaczniemy zapominać z czyjego rodu jesteśmy. Przez chrzest zostaliśmy włączeni do tego cudownego Rodu. Nieustannie uświadamiaj to sobie. Módl się w ten sposób, dziękuj Bogu, że możesz być z Jego rodu.
Bóg chce nas zrodzić, ale żeby to zrobić potrzebuje, żebyśmy go przyjęli i uwierzyli w Imię Jezusa. W wersecie 13 ( J 1) słyszymy: „którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili”. Popatrzmy na Maryję. Maryja przyjęła słowo, które przyniósł Gabriel. Uwierzyła temu słowu i wtedy począł się w niej Jezus. Bóg marzy, aby rodzić dzieci. Bóg marzy, aby jak najwięcej ludzi stało się Jego dziećmi. Dziećmi pełnoprawnymi, uczestniczącymi w obfitości Jego łask i błogosławieństw. Lecz decyzja należy do nas, ponieważ mamy wolną wolę. Bóg chce nam dać najwspanialsze rzeczy, ale nie chce robić tego na siłę. Daje nam wybór. My w swojej wolności musimy tego zapragnąć.
Dzisiaj trzeba podjąć decyzję: czy ja chcę chodzić blisko Boga? Czy ja chcę zanurzać się w tym źródle? W nim zaspokajać swoje największe pragnienia? Czy ja tego pragnę? Czy ja z tej wolności będę umiał dobrze skorzystać? Czy tęsknię za życiem na innym poziomie? Czy chcę tak bardzo przybliżyć się do Boga, by poczuć się kochanym? Dziecko, które zostało odcięte od mamy i taty i długo się z nimi nie widziało, zaczyna być smutne, przygnębione, nie rozwija się. Tak samo jest z relacją z Bogiem. W momencie, kiedy ja nie mogę się do Niego „przytulić” , bo oddziela nas grzech, nie będę tworzył z Nim relacji zacznę karłowacieć, będę smutny, słaby, niespokojny, zagubiony i nieszczęśliwy. Św. Paweł do strażnika więzienia mówi: „uwierz w Pana Jezusa, a zbawisz siebie i swój dom” (Dz 16,31). Wydaje się to takie proste, a w praktyce czasem tak ciężko uwierzyć, że to Imię – Jezus, może dzisiaj przyjść i działać wielkie rzeczy w moim życiu, wybawiać mnie z moich trudności. Może pierwszym krokiem jaki podejmiesz, aby uwierzyć w to wszystko, będzie częste powtarzanie sobie: Jestem Jego ukochanym dzieckiem! Jestem dziedzicem Jego Obietnic! Jestem kimś wyjątkowym w Jego oczach!
Na to Ci błogosławię +
ks. Mateusz Rutkowski
Moderator Diakonii Ewangelizacji, moderator Szkoły Nowej Ewangelizacji