Kiedy patrzy się na temat bieżącego roku formacyjnego Dojrzałość w Chrystusie, można sobie zadać pytanie – czy dojrzałość w ogóle dotyczy przeżywania liturgii?

Przywykliśmy do tego, że liturgiczną „dojrzałość” osiąga się przez zdobywanie kolejnych stopni – czy to stopni formacyjnych, czy to kolejnych sakramentów inicjacji czy diakonii, czy większej wiedzy albo po prostu doświadczenia kolejnych liturgii w których się uczestniczyło. Czy można jednak zrobić coś, żeby być w liturgii „bardziej”, żeby jej przeżywanie stało się dojrzalsze niż było dotąd? Święty Jan Paweł II postanowił odpowiedzieć na to pytanie w Liście apostolskim Spiritus et Sponsa wydanym z okazji 40. rocznicy uchwalenia Konstytucji o liturgii świętej Sacrosanctum concilium Soboru Watykańskiego II.

Oblubienica musi być dojrzała

«Duch i Oblubienica mówią: „Przyjdź!” A kto słyszy, niech powie: „Przyjdź!” I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie, kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie» (Ap 22, 17). Te słowa z Apokalipsy rozbrzmiewają w mym sercu, gdy wspominam, że 40 lat temu, 4 grudnia 1963 roku, mój czcigodny poprzednik papież Paweł VI ogłosił Konstytucję o liturgii świętej Sacrosanctum Concilium. Czyż bowiem liturgia nie jest właśnie zgodnym głosem Ducha Świętego i Oblubienicy — Kościoła świętego, wołających do Chrystusa Pana: «Przyjdź!»? Czyż liturgia nie jest owym czystym i niewyczerpanym źródłem «wody żywej», z którego każdy spragniony może darmo czerpać Boży dar (SS 1) – rozpoczyna Ojciec Święty. Nie da się w tym miejscu nie dostrzec analogii do konstytutywnego dla nas tekstu poświęcenia Ruchu Światło-Życie Niepokalanej Matce Kościoła, którego jeszcze jako kardynał Karol Wojtyła dokonał 11 czerwca 1973 roku, a którego tekst przygotował Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Czytamy w nim: Wyznajemy… że zjednoczenie z Tobą w postawie oblubieńczego oddania się Chrystusowi jest i pozostanie zawsze jedyną, prawdziwą i najgłębszą zasadą żywotności i płodności Kościoła-Matki. Kościół o tyle razem z Tobą będzie Kościołem-Matką, o ile w poszczególnych swoich członkach będzie wraz z Tobą Oblubienicą oddaną Panu w wierze i miłości. Można zatem powiedzieć: Kościół o tyle potrafi dojrzale nie tylko sprawować liturgię, ale w ogóle spełniać swoje funkcje jako miejsca spotkania Boga z człowiekiem (jakby-sakramentu), o ile jest Oblubienicą. To warunek sine qua non dojrzałości w liturgii: przekonanie, że wchodzę w relację z Bogiem z perspektywy oblubieńczej. Na płaszczyźnie antropologicznej można tutaj śmiało przenieść – mutatis mutandis – cechy oblubieńczej miłości międzyludzkiej, wśród których trzeba wymienić na pierwszym miejscu: wyłączność, afektywność i zaangażowanie. W tych trzech sferach święty Jan Paweł II wyznacza trzy sfery działalności Kościoła, które należy kontynuować, oraz trzy perspektywy na trzecie tysiąclecie.

Czas tylko dla Boga

Pierwszą cechą miłości oblubieńczej jest dokonanie wyboru polegającego na całkowitym oddaniu. W tę rzeczywistość wpisuje się umieszczone na szczycie Dekalogu przykazanie: Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną. W praktyce oznacza to tyle, co dokonanie wyboru – zarówno pozytywnego (wybór Boga), jak i negatywnego (odrzucenie wszystkich innych „bogów”). Hebrajski idiom ʼal-pānāya, dosłownie tłumaczony jako „przed moją twarzą”, pokazuje nam, że ten wybór ma się dokonać w sytuacji, w której człowiek staje przed twarzą Boga albo – jak pamiętamy z perykopy o Namiocie Spotkania – „twarzą w twarz” (Wj 33,11), a zatem przede wszystkim w liturgii. Znamy późniejsze określenie tego wyboru: to sacrum – przestrzeń, czas, przedmioty czy gesty „zarezerwowane” dla Boga, a zatem niedopuszczające uczestnictwa jakichkolwiek osób trzecich. Dojrzałość w liturgii rozpoczyna się w momencie, w którym staje się ona przestrzenią stawania z Bogiem „twarzą w twarz”, a mianowicie gdy człowiek uświadomi sobie, że obcuje z Kimś, kto go nieskończenie przerasta.

Co ciekawe, św. Jan Paweł II za najbardziej pilne wyzwanie trzeciego tysiąclecia uznaje wyodrębnienie sfery sacrum w przestrzeni czasu – co bez wątpienia powinniśmy traktować jako proroczą intuicję. Bez wątpienia w duszpasterstwie uczyniono wiele wysiłków, aby znaczenie niedzieli zostało na nowo docenione. Niemniej jednak trzeba ciągle o nim przypominać, ponieważ «niedziela, jaką przekazała nam tradycja, zawiera w sobie naprawdę wielkie bogactwo treści duchowych i duszpasterskich. Wszystkie jej znaczenia i powiązania tworzą całość, która stanowi swoistą syntezę życia chrześcijańskiego i warunek dobrego przeżywania go» (SS 9) – wskazuje Ojciec Święty. Idea niedzieli nie ogranicza się jedynie do ściśle pojętej liturgii – Eucharystii celebrowanej w dzień Pański; ten dzień wobec pozostałej części tygodnia stanowi sacrum, które nawet rozlewa się na poprzedzający go wieczór. Umiejętność podziału czasu na „święty” (por. Kpł 23,1) czy też „mocny”, jak nazywamy okresy liturgiczne związane z misterium Wcielenia i Odkupienia, oraz „zwykły” sprawia, że ostatecznie cały czas (chronos) zaczyna być czasem łaski (kairos). 

Wyodrębnienie czasu sacrum okazuje się być konieczne także wewnątrz samej liturgii. Święty Papież wskazuje na taki szczególny moment: Doświadczeniem, do którego w naszych wspólnotach należy przywiązywać wielką wagę, jest milczenie. Potrzebujemy go, «aby dać możność wsłuchania się w głos Ducha Świętego przemawiającego do serca, a także by osobistą modlitwę ściślej złączyć ze słowem Bożym i z oficjalną modlitwą Kościoła» (SS 13). Prawdziwie dojrzałe sprawowanie liturgii ma zatem miejsce, gdy w absolutnej wierności in ritibus et precibus pozostawiamy także miejsce na działanie Boga dokonujące się niejako „ponad” normami liturgicznymi, a mianowicie w ludzkich sercach. Chciałoby się rzec, że te dwie, trzy minuty milczenia w trakcie liturgii to nic wielkiego, że to nikogo nie zbawi – sęk w tym, że jednak rzeczywiście może to być ów kairos zbawienia.

Celebrować z pasją

Wiele mówi się w kontekście umiejętności przewodniczenia liturgii o czymś, co nazywa się ars celebrandi, czyli „sztuka celebrowania”. Jednak samo słowo „sztuka” przywodzi na myśl wszystkie te odczucia estetyczne, które budzą w nas wytwory ludzkiego umysłu z dziedziny architektury, malarstwa, muzyki, literatury czy filmu. To kolejna cecha oblubieńczego związku: pasja. Łacińskie słowo passio oznacza silne uczucie (pochodzi od greckiego pathein, które oznacza tyle, co czuć) i w zależności od zabarwienia może oznaczać ból (stąd opowiadanie o Męce Pańskiej nazywamy „pasją”) lub namiętność (stąd kogoś bardzo zaangażowanego nazywamy „pasjonatem”). To prawda, że tak rozumiana pasja ma w sobie element subiektywny, bo jest związana z bliżej nieokreślonym „podobaniem się”. Tymczasem to właśnie upodobanie weszło w skład klasycznej definicji piękna. Kiedy coraz więcej mówi się w Kościele o pięknie jako źródle teologicznym, a najnowsze Dyrektorium o katechizacji wprost wskazuje via pulchritudinis jako metodę katechetyczną, potrzeba wrócić do dojrzałego przeżywania piękna w liturgii. I nie chodzi tu bynajmniej o kosztowne ornaty czy argenterię ani o usilne instalowanie przynajmniej jednej scholi gregoriańskiej w każdym dekanacie – upodobanie polega bowiem na tym, że człowiek odkrywa, że jest w jakiś sposób podobny do tego, co przeżywa. To właśnie upodobanie przeżył Adam, kiedy spojrzawszy na stworzoną przez Boga Ewę wykrzyknął: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! (Rdz 2,23). W jaki sposób można odkryć nasze podobieństwo względem Boga? Jan Paweł II wskazuje, co można zrobić: Pokarmem życia duchowego wiernych są celebracje liturgiczne. W liturgii powinna być zatem realizowana zasada, którą wyraziłem w Liście apostolskim Novo millennio ineunte: potrzeba «chrześcijaństwa wyróżniającego się przede wszystkim sztuką modlitwy» (SS 10). I dalej: Duszpasterstwo liturgiczne natomiast, poprzez wprowadzanie do poszczególnych celebracji, powinno starać się zaszczepić zamiłowanie do modlitwy. Musi przy tym, rzecz jasna, uwzględniać różne zdolności, wiek i kulturę wiernych; nie może jednak zadowalać się osiągnięciem «minimum». Pedagogię Kościoła winna cechować śmiałość (SS 14). „Sztuka modlitwy” polega zatem na tym, żeby w liturgii odkryć nie tylko pewną integralność i głębię, ale żeby zrozumieć swoje wszczepienie w celebrowaną rzeczywistość. Rzecz jasna, niemożliwe jest odkrycie piękna liturgii bez mistagogii, czyli znajomości znaczenia obrzędów i znaków, z drugiej strony jednak niemożliwe jest przeżycie tego piękna bez dostrzeżenia swojego osobistego podobieństwa, czyli właśnie „upodobania” sobie w celebracji liturgicznej.

Zrodzeni do liturgii

Ostatnią cechą relacji oblubieńczej jest jej intensywność. Nikt nie mówi o wyłącznym związku, jeżeli dwie osoby spotykają się dwa razy do roku. Nie da się poznać (a w konsekwencji pokochać) drugiego człowieka, jeżeli nie poświęci mu się dużej ilości czasu, uwagi, a nieraz i wyrzeczenia. Tę cechę miłość oblubieńcza dzieli z miłością rodzicielską – bo zupełnie tak samo rodzice poświęcają się swoim dzieciom w procesie rodzenia i wychowania, dając im zupełnie bezinteresownie wszystko to, co mają, by w konsekwencji otrzymać wdzięczność i wzajemną miłość. To pokazuje, że dojrzewanie do liturgii jest pewnym procesem dokonującym się w łonie Kościoła. Dlatego ks. Blachnicki bardzo wyraźnie stwierdził, że oblubieńczy charakter Kościoła prowadzi go do realizowania jego misji macierzyńskiej. To dojrzewanie dokonuje się przede wszystkim na płaszczyźnie duszpasterstwa liturgicznego. Potrzebne jest zatem duszpasterstwo liturgiczne, prowadzone w całkowitej wierności nowym Obrzędom. Dzięki nim udało się wzbudzić zainteresowanie słowem Bożym, zgodnie ze wskazaniami Soboru, który zalecał wprowadzenie «dłuższego, bardziej urozmaiconego i lepiej dobranego czytania Pisma Świętego» (SS 8) – wskazuje św. Jan Paweł II. Nie sposób nie zauważyć, że to duszpasterstwo na przełomie XX i XXI w. łączy się bardzo mocno z odnową biblijną, a co za tym idzie, z postulatem codziennego celebrowania liturgii przez cały Kościół – dzięki temu, że odnowiona Liturgia Godzin w językach narodowych stała się powszechnie dostępna. Papież wzywa: Bardzo ważną rzeczą jest uczenie wiernych wspólnego odmawiania Liturgii Godzin, która «jako publiczna modlitwa Kościoła, jest źródłem pobożności i pożywieniem dla modlitwy osobistej». Nie jest ona czynnością indywidualną lub «prywatną, lecz całego Ciała Kościoła (…) Wierni wezwani na Liturgię Godzin i na niej zebrani w jedności serc i głosów, czynią widocznym Kościół sprawujący misterium Chrystusa» (SS 14). Oprócz zaangażowania intensywnego, a zatem celebrowania z pasją, potrzebne jest także zaangażowanie ekstensywne, obejmujące wszystkie dni i pory, nie bez przyczyny nazywanego liturgią uświęcenia czasu.

Dojrzewanie pod czujnym okiem

Można zatem zadać pytanie – jak stać się dojrzałym w przeżywaniu liturgii? Święty Jan Paweł II wskazuje na coś, co można nazwać duchowością liturgiczną, a wychowanie do niej odbywa się na podobnych zasadach, jak wychowanie do dojrzałej duchowości chrześcijańskiej. W wychowaniu do modlitwy, a w szczególności do życia liturgicznego decydująca jest rola pasterzy. Wiąże się ona z obowiązkiem rozeznania i kierownictwa. Nie należy tego pojmować jako zasady usztywniającej, sprzecznej z naturalną potrzebą duszy chrześcijanina, jaką jest poddanie się działaniu Ducha Świętego, przyczyniającego się w nas i za nami «w błaganiach, których nie można wyrazić słowami» (Rz 8,26). Poprzez kierownictwo pasterzy urzeczywistnia się raczej zasada «gwarancji», która została przewidziana w planie Bożym względem Kościoła, rządzonego z pomocą Ducha Świętego (SS 15) – pisze Papież. Duszpasterstwo liturgiczne polega zatem nie tylko na zachęcaniu wiernych do celebrowania liturgii w sposób ważny i godziwy, aktywny i owocny, ale także na czymś w rodzaju liturgicznego „rozeznawania”, czyli na rozpoznawaniu prawdziwych potrzeb Kościoła celebrującego liturgię i realizowaniu ich poprzez właściwy dobór tekstów i form liturgicznych, a także na „kierownictwie” liturgicznym, to jest wykorzystywaniu liturgii w procesie rozwoju życia duchowego. Jednym z najbardziej cennych przykładów takiego „kierownictwa” jest katecheza mistagogiczna, w której treści wiary są nie tylko przekazywane, ale i celebrowane, a misterium gestów i znaków zostaje wyjaśnione słowem pasterza oraz odniesione do rzeczywistości wiary konkretnego człowieka. 

Z tego wskazania Ojca Świętego płynie konkretny wniosek – potrzeba, abyśmy wszyscy, a zwłaszcza rodzice, duchowni, katecheci i animatorzy, powrócili do systematycznego „rodzenia” i „wychowywania” wiernych do liturgii i przez liturgię. W roku duszpasterskim, w którym pochylamy się nad Eucharystią jako tajemnicą celebrowaną, potrzeba, aby świeccy odkryli na nowo wartość liturgii sprawowanej codziennie, zaś duchowni w codziennie sprawowanej liturgii odkryli na nowo jej znaczenie – dla siebie i dla zgromadzonych na świętej wieczerzy. Aby to uczynić, potrzeba raz jeszcze pochylić się nad pytaniem – czy nasza relacja z Bogiem jest relacją oblubieńczą? I czy my jako Ruch Światło-Życie, jako Kościół, jesteśmy Oblubienicą?

ks. Arkadiusz Wojnicki, DDL