Przeczytałam ostatnio o tzw. „świeckiej komunii”, która ma być alternatywą dla dzieci wychowywanych w rodzinach niewierzących. Świeckie śluby, a nawet pogrzeby, w latach świadomie przeze mnie przeżytych nie wydawały mi się niczym nadzwyczajnym. Te pierwsze były nawet obowiązkowe w czasach przed konkordatem pomiędzy Polską i Stolica Apostolską. Z kolei ostatnie pożegnanie bez obecności kapłana najczęściej wiązało się ze światopoglądem zmarłego, choć i on nie stanowił istotnej przeszkody do katolickiego pochówku, jeśli rodzina takowego chciała. Organizatorom „świeckiej komunii” podobno chodzi o to, by ich dziecko nie czuło się wykluczone z grona rówieśników, wymieniających się informacjami na temat otrzymanych prezentów i przeżytych emocji.
Nie dziwi mnie, że są rodziny ateistyczne, niepraktykujące czy wyznania innego niż katolickie. Nie odmawiam nikomu prawa do życia zgodnie ze swoimi poglądami i dopóki nie będzie mną powodowała wyłącznie miłość i troska o ludzi pogubionych, nie odezwę się nawet słowem na temat, co powinni, a czego nie powinni robić ze swoim życiem. Jednak w tym przypadku nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś najwyraźniej źle poszło i że w jakimś sensie my – wierzący i praktykujący – jesteśmy za to odpowiedzialni.
Mądrość ludowa powiada: jak cię widzą, tak cię piszą. Oto w czasie najważniejszym dla naszych dzieci obserwują nas ci obojętni, nieprzekonani i zamiast powtarzać za Tertulianem: „Zobaczcie, jak oni się wzajemnie miłują”, wyliczają koszty przyjęcia i prezentów. Dlaczego nic więcej nie rzuca się w oczy postronnego obserwatora? „Cała msza święta od początku do końca, we wszystkich swoich elementach ma wyrażać jedność, wspólnotę. A szczytowym wyrazem tej jedności jest wspólna Uczta Eucharystyczna: że pożywamy ten sam Chleb, zasiadamy do tego samego stołu. Od początku ludzkości zasiadanie do wspólnego stołu i wspólne spożywanie posiłku było znakiem jedności, pokoju, miłości. Dlatego Chrystus wybrał ten znak, żeby wyrazić jedność, którą przyszedł nam dać, którą przyszedł stworzyć: jedność naszą z Ojcem, jedność braterską pomiędzy nami” – pisał ks. Franciszek Blachnicki. Czy mam świadomość tej prawdy i jestem wiarygodna w swoim o niej świadectwie?
Od początku badań prowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce, widoczna jest znacząca dysproporcja między liczbą uczestników mszy św. w niedziele i święta (dominicantes) i tych, którzy podczas Eucharystii przystępują do komunii świętej (communicantes). Dane dotyczące archidiecezji przemyskiej w roku 1980 pokazują, że wspólna uczta miała wówczas znaczenie dla zaledwie dziesięciu na każde sto osób obecnych w świątyni. W roku 2019 liczba ta uległa podwojeniu. To dobry znak, jednak – jak widać – wciąż jeszcze wątłe świadectwo. Nie tracę jednak nadziei. Wszak w Wieczerniku zamknęło się jedenastu wystraszonych apostołów. Gdy otrzymali Ducha Świętego, jednego dnia nawrócili około trzech tysięcy ludzi.
Monika Jasina
Tekst ukazał się w 21 numerze „Niedzieli Przemyskiej” (22 maja 2022 r.)