(Łk 11,1-2) Dzisiaj o sensie prawdziwej modlitwy.

Wiele razy słyszałam konferencje, homilie na temat modlitwy. Najczęściej miały one na celu zachętę do osobistego spotkania z Bogiem lub wypracowanie swojego sposobu, by mogło ono nastąpić. Przez wszystkie lata mojej formacji i trwania przy Chrystusie dużo się nauczyłam, jednak ciągle czegoś mi w tej relacji brakowało. Dopiero niedawno odkryłam, że najważniejszy akcent, to moje pragnienie i codzienne bycie jak przy najbliższym przyjacielu. Oczywiście wiąże się to z wysiłkiem, na który sama się decyduję. Kochającemu naprawdę wszystko wydaje się być małe, byleby druga osoba była radosna i zadowolona. Czasami jestem zaskoczona własną odwagą i kreatywnością, by komuś pokazać zaangażowanie. Panie nie pozwól mi nigdy zadowolić się wypowiadaniem przed Tobą gotowych formułek, w których nie będzie mojego serca. Spraw, abym nawet w kryzysie, po grzechu, rozdarta wątpliwościami, umiała Ciebie do tego zaprosić. Wiem, że tylko Ty masz moc rzucić światło na rzeczywistość, w której się znajduję i wlać nową nadzieję. Miałam w swoim życiu momenty zachwytu nad Twoim pięknem, dobrocią, miłosiernym spojrzeniem na każdego człowieka, a dzisiaj chcę po prostu napatrzeć się na Ciebie, przebywającego z Ojcem, a potem krok po kroku przyjmować każde słowo modlitwy Pańskiej. Wypełnij mnie duchem milczenia i posłuszeństwa. Amen. Błogosławionego dnia.

an. Katarzyna Nowakowska