W ostatnią sobotę maja poprowadzono z Korczyny koło Krosna do ruin zamku Odrzykońskiego dziesiątą, a więc jubileuszową Drogę Krzyżowa z modlitwą o wyzwolenie z nałogów i zniewoleń.
Miałem szczęście uczestniczyć w tym wydarzeniu, tym większe, że niespodziewanie dopisała pogoda. Po trwających przez tydzień opadach deszczu i burzach nie miałem wielkiej nadziei na pogodną sobotę, albowiem zapowiedziano przelotne opady w naszej części Polski. Ruszając samochodem z Sanoka modliliśmy się do świętego biskupa Józefa Sebastiana Pelczara i do świętego Krzysztofa o szczęśliwą drogę i o dobrą pogodę. Modlitwy zostały wysłuchane: pogoda okazała się nadspodziewanie dobra – nie tylko bez opadów, ale ze sporą dawką słońca.
Ludzie
Jako mieszkańcy Sanoka i okolicy zorganizowaliśmy się w pięć samochodów i przyjechaliśmy w liczbie około 25 osób, co potwierdza księga gości, wyłożona na recepcji przy wejściu do kościoła w Korczynie. Uczestnicząc w poprzednich trzech Drogach Krzyżowych na tej samej trasie nabrałem wielkiego przekonania o wartości tego wydarzenia i starałem się zachęcić jak największą liczbę osób, używając do tego celu messengera, poczty elektronicznej, rozprowadzając drukowane plakaty i informując księży proboszczów okolicznych parafii. Moją wielką radością była możliwość zabrania córki, która po prawie rocznej chorobie powraca do zdrowia i jest już w stanie przejść taką trasę bez pomocy. Zabrałem też żonę, szwagierkę a pozostali chętni z mojego otoczenia załapali się do innych samochodów, dzięki życzliwości kierowców. Jeden z pobożnych mieszkańców Sanoka zaproponował załatwienie autobusu i to bezpłatnie, dzięki pomocy sponsorów. Początkowo jego pomysł nam się spodobał, do momentu gdy okazało się, że sponsorem ma być kandydat do Europarlamentu, a jego hojność powinna znaleźć odbicie w materiałach reklamowych niesionych w pielgrzymce, na co oczywiście nie mogliśmy się zgodzić i w efekcie z tej propozycji nie skorzystaliśmy.
Fenomen
Na czym polega fenomen tego wydarzenia? Przecież Droga Krzyżowa to nic nowego, zaskakującego i w okresie Wielkiego Postu odbywa się w poszczególnych parafiach w każdy piątek. Sama nazwa może kogoś zniechęcić, kojarząc się z uciążliwym nabożeństwem, w czasie którego wielokrotnie przyklęka się i wstaje, a po powrocie do domu jedynym obserwowanym skutkiem jest ból kolan i zmęczenie. Korczyńska Droga Krzyżowa tym różni się od zwykłej Drogi Krzyżowej, sprawowanej wewnątrz murów kościelnych, że odbywa się na świeżym powietrzu na pięknej, pagórkowatej trasie, wiodącej szczytami wzniesień otaczających Korczynę i zwieńczonych ruinami zamku Kamieniec.
Tegoroczna droga Krzyżowa odbyła się na tej samej trasie co zawsze, ale wydłużyła się czasowo do około ośmiu godzin. Nie zauważyłem, aby to komuś specjalnie przeszkadzało. Tam nie ma osób z łapanki, są tylko ci, którzy chcą uczestniczyć, mało tego, cieszą się ze swojego uczestnictwa, wiedząc po co przyszli i z czym odejdą. Dlatego z taką uwagą wysłuchiwane są świadectwa osób uwolnionych od nałogu i następujące po nich rozważania kapłana towarzyszącego osobom wyzwolonym.
Atmosfera panująca na trasie przypomina atmosferę pielgrzymki lub rekolekcji przeżyciowych, odbywanych gdzieś daleko od domu. Czas inaczej płynie, niż pośród normalnych zajęć w pracy czy w domu. Takie mam odczucia, chociaż nie przeprowadzałem żadnej ankiety pośród pątników, ale obserwując towarzyszy wędrówki sądzę, że czują i myślą podobnie. Panuje atmosfera skupienia, wzajemnej życzliwości, pomocy, dzielenia się posiadanymi dobrani, takimi jak składane krzesełko czy coś do jedzenia lub picia. Tu objawia się Kościół pielgrzymujący, wspólnota ludzi podnoszących się z upadków, świadomych własnej słabości i skłonności do grzechu. Tu można zasmakować drogi do nieba, na ucztę wyprawioną przez dobrego Ojca, który nie mogąc doprosić się przyjścia zaproszonych gości kazał sługom iść na rozstajne drogi i zapraszać ludzi przypadkowych, lepszych i gorszych, aby miejsca przy Jego obficie zastawionym stole zostały wreszcie zajęte. (Mt 22, 9)
Intencje
Pytałem Krzysztofa Bębna jaka liczba uczestników zgromadziła się w tym roku. Odpowiedział, że dokładnie nie wie, ale miał 1000 obrazków do rozdania, a zostało jedynie 30, przy czym harcerze otrzymali polecenie rozdawania tylko po 1 obrazku dla danej osoby a i tak nie wszyscy mieli. A więc było nas ponad 900 osób, aż trudno w to uwierzyć. Podczas marszu uczestnikom rozdawane są także czyste, małe karteczki, na których wpisują oni swoje intencje z jakimi przybyli. Karteczki są następnie zbierane i odczytywane przez megafon, a po zakończeniu spotkania zostaną wklejone do księgi intencji, która jest omadlana w różnych miejscach. Słuchając, można lepiej zrozumieć, z jakimi problemami borykają się poszczególni uczestnicy, co ich gnębi, ale również za co dziękują, jakich łask doświadczyli.
Po dojściu do 14. stacji Drogi Krzyżowej wraca się kilkaset metrów do niewielkiego kościoła pod wezwaniem świętego bp. Pelczara, gdzie na zakończenie sprawowana jest Msza święta. W czasie tej Mszy jest możliwość podjęcia Krucjaty, czyli uroczystego zobowiązania się do abstynencji na wybrany przez siebie czas. Dzieje się to w czasie ofiarowania darów, a zebrani wyciągają ręce w stronę osób składających swoje pisemne zobowiązania, wspomagając te osoby swoją modlitwą i błogosławieństwem.
Braterstwo
Ostatnim punktem programu jest zawsze agapa, czyli uczta braterska, uczta miłości. W tym roku organizatorzy przygotowali specjalny, duży namiot, dzięki któremu osoby rozdające posiłek nie były narażone na nieprzewidziane zmiany pogody. Umiejętność cierpliwego stania w kolejce po zupę, kawę, herbatę czy ciasto jest praktycznym sprawdzianem, czy w człowieku dokonała się jakaś przemiana, czy też nie. Osoby pchające się bez kolejki, których na szczęście nie było zbyt wiele, mają coś do zrobienia w tej dziedzinie, mają „pole do rozwoju”, to znaczy ich praca nad własnym charakterem jeszcze wymaga kontynuacji, a może dopiero podjęcia. Po zakończeniu agapy kolejną okazją do okazania cnoty braterstwa jest przydzielanie osób do pojazdów, które w większości pozostawiono w Korczynie. Dzięki temu mniej osób musi skorzystać z autobusu podstawionego przez organizatorów. Takie praktyczne przejawy chrześcijańskiej kultury są widomym znakiem owoców uczestnictwa w Drodze Krzyżowej, testem na ile przestaliśmy być egoistami zapatrzonymi tylko we własny interes, a na ile już potrafimy służyć komuś tym, co mamy.
Jeden z księży obecnych na trasie powiedział mi, że na tyle Ruch Światło-Życie a w tym i Domowy Kościół przetrwa, na ile ich członkowie okażą się zdolni do apostołowania. Zapominamy czym jest łaska uczynkowa. Jeśli wyraziłem się niejasno, to powiem prościej: Nie możemy czekać z dobrymi uczynkami do momentu, gdy „zaliczymy” komplet rekolekcji formacji podstawowej i uzupełniającej. Można tak czekać i nie doczekać się nigdy tego momentu i w efekcie zmarnować życie, od strony kościelnej zyskując miano duchowego obżartucha, a ze strony świeckiego otoczenia paskudną opinię hipokryty. Jest to wyzwanie z którym mierzę się po zakończeniu tej Drogi Krzyżowej: czy już potrafię być człowiekiem dobrym, pożytecznym, człowiekiem sumienia, a na ile jestem teoretykiem, uczonym w Piśmie i faryzeuszem. „Po ich owocach ich poznacie” (Mt 7, 20), jakie to proste.