I stało się, zamknięto nas w domach. Nikt się tego nie spodziewał, nikt nie przypuszczał, nikt nie przygotował. Nagle zabrano nam swobodne poruszanie, nauczanie, zakupy, spotkania i to co dla katolików najcenniejsze – Eucharystię.
W najważniejszym momencie roku liturgicznego stanęliśmy przed trudną rzeczywistością – Triduum przed ekranami, z utrudnionym dostępem do spowiedzi i Komunii świętej, do Grobu Pańskiego i adoracji. Smutek, trwoga, panika… I Jezus, który mówi: Odwagi, Ja Jestem, nie bójcie się (Mk 6,50). Czy usłyszałeś TEN głos?
Tak wielu było wokół mnie sparaliżowanych strachem, tak wielu przygnębionych, zrezygnowanych, a mnie wciąż towarzyszył TEN głos „Ja Jestem”. I kiedy spotykaliśmy się w mojej parafii, w dolnym kościele o 6:15 na dodatkowo odprawianej przez Księdza Proboszcza Mszy, czułam się jak w konspiracji, jak w filmie, jak w innej rzeczywistości. A potem łzy smutku i tęsknoty, wylewane przed ekranem telewizora w Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę i ta nieugaszona tęsknota… Kiedy w końcu znaleźliśmy się już nie tylko duchem, ale też i ciałem, na Mszy Rezurekcyjnej, podczas przyjmowania Pana Jezusa łzy same płynęły mi po policzkach, nie mogłam ich zatrzymać. Łzy radości, szczęścia, zaspokojonej tęsknoty.
Dotarło wtedy do mnie jak wielkie szczęście mamy – my Polacy – w naszej Ojczyźnie, gdzie Eucharystię mamy na wyciągnięcie ręki kilka razy dziennie, spowiedź od rana do wieczora kiedy tylko zapragniemy, inne sakramenty również. Czy zwróciłeś na to uwagę? Czy zauważyłeś to w tym trudnym czasie zamknięcia? Czy dotarło to tak samo mocno do Ciebie jak do mnie, że tego nie doceniamy?
Miałam możliwość w tych ostatnich dniach przeczytać bardzo ciekawą książkę, która jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu o tym, jak wielkimi szczęściarzami jesteśmy. Książka nosi tytuł „Nareszcie wolna!” autorstwa samej Asi Bibi oraz Anne-Isabelle Tollet. Postać Asi, na pewno znana wielu osobom, to przykład chrześcijańskiej wierności mimo utraty największych dla człowieka świętości – czci, wolności, najbliższych – męża, dzieci, aż do otarcia się o śmierć. Ta dzielna chrześcijanka nie wyrzekła się Boga, a tylko tyle i aż tyle wystarczyło, by mogła spokojnie żyć. Jej prawie dziesięcioletni pobyt w więzieniu i oczekiwanie na wykonanie wyroku śmierci, to jedna wielka tęsknota nie tylko za wolnością, ale i za Eucharystią, o czym wielokrotnie wspominała. Pomogła jej modlitwa i myśl, że nie może zawieść swojego Boga. Podobnych historii w Pakistanie i innych krajach rządzonych przez wyznawców innych religii jest wiele. Prześladowanie Kościoła i jego wyznawców to dzisiaj przemilczany dramat wielu milionów osób. Czy my zdajemy sobie z tego sprawę?
Cały czas trwa – jak to nazywają – pandemia. Przed nami wakacje i odwołane zarówno świeckie jak i chrześcijańskie wydarzenia, m.in. jeden z największych koncertów muzyki chrześcijańskiej Jednego Serca Jednego Ducha, pielgrzymki do Częstochowy, nasze oazowe rekolekcje. Nie odbywają się też w realu spotkania formacyjne, Dni Wspólnoty, spotkania diakonii specjalistycznych. Próbujemy coś z tym robić, zwołujemy się przez różne komunikatory, próbujemy ratować sytuację. I bardzo dobrze, ale czy aby na pewno wystarczający w nas zapał? Czy aby ta sytuacja nie zamknęła nas jeszcze bardziej i nie dała do ręki argumentów i usprawiedliwień dla naszego lenistwa duchowego, marazmu, braku motywacji. A może jeszcze za mało straciliśmy? Może nasza tęsknota jest jeszcze zbyt mała? Może jeszcze nie odczytaliśmy do końca Bożych planów na tę otaczająca nas sytuację?
Rozmawiając z różnymi osobami słyszałam zdania, że ten wirus to znak od Boga, aby zmienić postępowanie, kara za grzechy, dopust Boży, atak na wolność społeczeństw, chęć przejęcia kontroli nad światem, „jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Pewnie nigdy nie dowiemy się prawdy, ale dla mnie jedno jest pewne – moja wiara mnie uratuje, a idąc dalej tym tokiem myślenia – mój Bóg, w którego wierzę całym sercem. Bez względu na to, czy wirus będzie toczył nasz świat czy „przyjdzie inny wróg”, wiara to najcenniejszy skarb jaki mamy. I kiedy modlimy się „… przyjdź Królestwo Twoje” – a przecież odmawiamy tę najważniejszą modlitwę chrześcijan nawet kilka razy dziennie, wołamy do Boga, aby przyszedł. Dalej mówimy „bądź wola Twoja”, co też jest naszym głosem o wypełnienie się Bożych planów wobec nas. Wierzysz w to?
I jeszcze jedna, ostatnia kwestia – skoro wierzysz, że to Bóg dał Ci życie i On je zakończy powołaniem do siebie, pamiętaj – Bóg ma wobec Ciebie wspaniały plan i nikt ani nic nie może sprawić, że odejdziesz z tego świata minutę wcześniej czy minutę później niż On tego nie zechce. Uwierz w to, bo wtedy łatwiej będzie przyjmować niespodzianki życia i jego różne odcienie, a jedyną tęsknotą jaką będziesz czuł będzie tęsknota do spotkania z Nim – naszym Panem i Zbawicielem.
Aneta Socha