Stała przed sklepem trzymając w dłoniach plastikowy kubek i kawałek tektury, na którym w kilku słowach opisała swoje życie, dodając prośbę o pomoc. Głowę miała spuszczoną, wzrok wbity w ziemię. „Dzień dobry, czego Pani potrzebuje?” – zapytałam, zatrzymując się przed kobietą. Podniosła na mnie zdziwione spojrzenie. Chyba nie spodziewała się, że ktokolwiek odezwie się do niej z zainteresowaniem i szacunkiem. Uśmiechnięta nieśmiało poprosiła cicho o proszek do prania. „Dzieciom chcę uprać ubrania. Tak brudzą…” – dodała nieco głośniej i zaraz urwała, jakby zawstydzona nawiązaniem rozmowy. „Proszę zaczekać, przyniosę” – obiecałam. Nie widuję jej często, jednak zawsze, gdy się spotkamy, w ten sam sposób zaczynam rozmowę i dowiaduję się, czego dzisiaj potrzebuje dla swoich dzieci. Do tego, o co prosi, zawsze dokładam coś słodkiego i krótkie „z Panem Bogiem” na pożegnanie.

 

Nie znam osobiście nikogo żyjącego w tak trudnej sytuacji, by zmuszony był szukać wsparcia na ulicy, wśród obcych ludzi. Tymczasem z danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2020 r. wynika, że ponad 2 mln Polaków żyje w biedzie. W tej liczbie są oczywiście dzieci i młodzież; sześć na sto dzieciaków w naszym kraju doświadcza skrajnego ubóstwa. Wskaźniki rozkładają się nierównomiernie. Najbogatsze, duże miasta kontrastują z powiatami tzw. „ściany wschodniej”, od lat uznawanej za rejon najsłabiej rozwinięty gospodarczo. Na Podkarpaciu stopa bezrobocia jest jedną z najwyższych w Polsce. Jednocześnie odnotowuje się tutaj najniższy w kraju miesięczny dochód na jedną osobę w gospodarstwie domowym. Co zaś najbardziej przerażające, kolejne lata pogłębiają istniejące już dysproporcje, zwiększając liczbę ludzi cierpiących niedostatek. Jak temu zaradzić?

 

Założyciel Ruchu Światło-Życie, ks. Franciszek Blachnicki, pisał przed laty: „Jeżeli miłość Chrystusowa zostanie przyjęta jako zasada życia i współżycia między ludźmi, jeżeli w każdej wspólnocie, w każdej społeczności ludzie będą podejmowali wysiłek wprowadzania w życie tej miłości, wtedy nie będzie problemów nierozwiązywalnych, nie będzie ciągłych napięć, ogromu cierpień i tragedii, jakie wynikają przede wszystkim z braku miłości w relacjach międzyludzkich. (…) Św. Paweł mówi, że nawet wydanie swego ciała na spalenie i rozdanie całego majątku ubogim może się na nic nie zdać wobec Boga”. Więc zamiast gubić się w niezliczonych okołoświątecznych akcjach na rzecz potrzebujących, obieram jeden cel. Na swoją własną miarę. Dziękuję Bogu, że jakieś nieznane mi osobiście dzieciaki dostaną dzisiaj coś słodkiego i będą miały czyste ubrania. Najgoręcej jednak dziękuję za to, że ich matka mogła podnieść głowę i poczuć choć przez chwilę czyjeś autentyczne zainteresowanie i troskę. Całego świata nie naprawię, nie zmniejszę spektakularnie procentu ubóstwa w społeczeństwie. Ale miłość ma to do siebie, że łatwo się mnoży, gdy się nią dzieli. I tutaj statystka jest bezsilna. Ot, taka Boża matematyka.

Monika Jasina

Tekst ukazał się w 52 numerze „Niedzieli Przemyskiej” (26 grudnia 2021 r.)