Łacińskie słowo „voluntarius” od którego wywodzi się wielokrotnie powtarzany w ostatnich dniach wolontariat oznacza nic innego jak ‘dobrowolny’, ‘chętny’. Jan Paweł II powiedział, że „działając w wolontariacie chrześcijanin staje się świadkiem Boskiej miłości, głosi ją i poprzez gesty, odważne i profetyczne, ją uwidacznia”. Gdy drugi człowiek stanął w obliczu wojny, dla wielu z nas było wiadomym, że jest to właśnie moment, aby dobrowolnie oraz chętnie iść jako świadek Bożej miłości.
24 lutego 2022 rok. W ten dzień rozpoczęła się inwazja w Ukrainie. Ruch Światło-Życie w przeciągu kilku dni uruchomił różne akcje, a pojedynczy wolontariusze pomagają, można powiedzieć, przez cały czas. Moderator diecezjalny Ks. Bartłomiej Zakrzewski wspomina, że telefon często dzwoni z pytaniem „Co trzeba robić? Jesteście najbliżej”. W Collegium Marianum są wolontariusze, którzy spędzają w Przemyślu kilka godzin, dzień, dwa, tydzień, a czasem dłużej. Są w różnym wieku, o różnym stanie, z różnymi doświadczeniami, ale łączy ich wspólna pomoc mimo tego, że każdy z nich ma jej swój, odmienny obraz i końcowe przemyślenia.
- Bardzo chcą rozmawiać. O tym, jak obudziły się na pierwsze odgłosy wybuchów, jak na ich oczach waliły się sąsiednie bloki, grzebiąc sąsiadów pod gruzami, jak do ostatnich chwil wahały się – uciekać, czy zostać? Potem wspominają swoje życie sprzed kataklizmu; Lida hodowała pomidory pod Żytomierzem. Irina była nauczycielką w Charkowie, Luba kierowniczką dużego laboratorium. Jasnowłosa dziewczyna z warkoczami do pasa przywiozła ze sobą siedmiomiesięcznego kota. Nic nie mówi, łzy wypełniają jej oczy. – Będzie dobrze, kiedyś przecież musi się to skończyć – staram się ją pocieszyć. – Mam nadzieję – odpowiada słabym głosem i już po chwili płacze mi w ramię, mocno przytulona. Matki nie płaczą. Wiedzą, że muszą być silne i dać oparcie swoim dzieciom. Tylko gdy te nie słyszą, pytają mnie bezradnie – Dlaczego nam to robią? Nie wiem, co odpowiedzieć. I nie jestem pewna, czy tej odpowiedzi potrzebują. Jutro idę znowu. Będę po prostu słuchać.
MJ
Krąg DK pw. Świętej Rodziny z Nazaretu - Jako wspólnota oazowa podczas rekolekcji Szkoły Chrystusa podjęliśmy odpowiedzialność, do której wzywa nas Pan. Dlatego bardzo radowało się moje serce, kiedy mogliśmy nieść pomoc naszym siostrom i braciom w sposób, może nie najbardziej bezpośredni, ale tak bardzo potrzebny, bo poprzez sortowanie rzeczy wysyłanych przez ludzi z całego świata na pomoc uchodźcom z Ukrainy. Moje serce rosło chociażby przez to, że ludzie nie znający się i nie doświadczający, problemu migracji bezpośrednio, na „własnym podwórku”, ale z potrzeby serca potrafili wysyłać z najdalszych zakątków świata potrzebne materiały w ilości naprawdę przytłaczającej. Wchodząc do magazynu, w którym mieliśmy pracować przez najbliższe kilka godzin, poza ilością przesłanych rzeczy oraz liczbą samych wolontariuszy, urzekła mnie panująca tam atmosfera. Każda z tych osób chciała nieść pomoc i robić to bezinteresownie, bo czuła, że tak trzeba. Wierzący i nie wierzący, ludzie różnych kultur i języków, chociaż w znacznej mierze byli to Polacy. Dzielili się oni swoim czasem i służyli tak jak potrafili, często mimo zmęczenia i wielu przepracowanych godzin, wciąż okazując wielkie serce i życzliwość. Dostrzegałem w tym jakieś Boże działanie i podziwiałem, jak cudowne rzeczy Bóg może działać w sercach ludzkich, rozbijać tak bardzo współczesne – kamienne serca – wydawałoby się czasem nieczułe na drugiego człowieka i przemieniać je służbą i uniżeniem w coś nowego, pięknego i Jemu w pełni oddanego, na wzór ewangelicznej służby i Chrystusowego uniżenia. Co do mnie, odczuwałem wielką radość i pokój, związane z tym co robiliśmy i mimo tego, że było to zwykłe „przerzucanie paczek” czułem, że służę i cieszyłem się, że mogę po raz kolejny przez oddawanie się innym, uczyć się pokory, cierpliwości i miłości względem drugiego człowieka. Niech za ten czas, za każdego kto pomaga i każdego potrzebującego pomocy będzie Bóg uwielbiony. Chwała Panu!
Kuba - Przyjechałam na wolontariat kilka dni po rozpoczęciu wojny i od razu zostałam oddelegowana do punktu medycznego. Przynieś, podaj, osłuchaj, przetłumacz, zmierz ciśnienie, spakuj pakiet leków. Słuchałam przy okazji historii ludzi, którzy do nas przychodzili – że ktoś nie przeżył podróży, że kobieta urodziła na granicy, że mała Olena zostawiła ulubioną lalkę w domu. Spędziłam tam tydzień. Czułam, że to za mało, że chciałabym więcej, że mogę więcej, ale odezwał się mój organizm, który był już przemęczony, a lada dzień miałam wrócić na uczelnię. Pomagać można na wiele sposobów, więc gdy zdrowie nie pozwoliło mi być fizycznie na miejscu, byłam pod telefonem, do konsultacji. Teraz służę już w innym miejscu. Przychodzę po zajęciach na kilka godzin, sprawdzić czy nikomu nie potrzeba lekarstw lub innej pomocy medycznej. Czasem pobawię się z dziećmi, dam do zabawy stetoskop czy ciśnieniomierz. I wiem, że to jest dobre. Bo trzeba pomagać. Warto dać trochę siebie.
Jula - Pomoc jest ważna, szczególnie w tym czasie, gdy jest potrzeba chwili. Zastanawiałam się jednak nad motywacją. Co mnie skłania do pomocy i jak odebrałabym sytuację, w której spotkałabym się z niewdzięcznością? Czy nie zrodziłby się we mnie bunt, brak współczucia i wyrozumiałości? Ktoś mądrze powiedział, że w momencie, gdy zaniedbuję swoje codzienne obowiązki, rodzinę, bliskich, czy siebie kosztem pomocy innym potrzebującym, nie wypełniam swojego powołania, choćby moje uczucia i emocje temu przeczyły, bo przecież jest potrzeba chwili. Ten czas, który spędziłam w Przemyślu na wolontariacie, pokazał mi, że najcenniejszą pomocą jest ta, której często nie widać: ludzie, którzy zmywają podłogi, naczynia, rozdzielają jedzenie i wykonują różne tym podobne prace, przeznaczając na to swój wolny czas. Od tego doświadczenia uczę się patrzeć na swoją codzienność, jako swego rodzaju misję. Być może potrzebują pomocy, a czasami tylko obecności, gdzieś przypadkiem odłożonej w bezczas. To niełatwe, bo szybko przychodzi mi zbagatelizowanie potrzeb bliskich i swoich, myśląc, że mogę je przecież odłożyć i nadrobić w przyszłości… i można tak ciągle odwlekać. Staram się mieć na uwadze, że ta pomoc uchodźcom, będzie cały czas potrzebna, więc rozsądnym byłoby mierzyć siły na zamiary, pomagając wtenczas gdy mogę, nie zaniedbując tu i teraz tego, co mam.
Ola - Podczas rekolekcji w Przemyślu poszliśmy po obiedzie na wolontariat. Po tej akcji pomocowej bardzo doceniłam ogrom pracy i poświęcenia jaki ludzie wkładają w pomoc Ukraińcom. Będąc tam zaledwie przez kilka godzin, odczułam zmęczenie, a co dopiero osoby, które codziennie podejmują takie wyzwania. Zrozumiałam również, że każda pomoc się liczy, nawet ta moja, krótka, bo wspólnymi siłami można zdziałać o wiele więcej. Wszyscy podczas pomagania mieliśmy jeden cel i chociaż nie było łatwo, to radość z możliwości niesienia tej pomocy była większa niż zmęczenie.
Marysia