(Mk 6,1 i 4) Doskonale zdaję sobie sprawę, że to, do czego zaprasza mnie Jezus, jest czasami bardzo wymagające. Dużo łatwiej mówię o Jezusie w kręgu moich znajomych żyjących tymi samymi wartościami, gdzie możemy się wzajemnie wspierać – to przychodzi bardzo naturalnie, nie muszę obawiać się odbioru. Jestem pewna, że nawet jeśli nastąpi krytyka, to dlatego, że tym osobom zależy na moim duchowym wzroście. Pójście do swoich bliskich w domu, pracy, a nawet często we wspólnocie oznacza odsłonięcie tego, czym żyje moje serce i konieczność usłyszenia nieraz bardzo bolesnej prawdy, że nie jestem autentyczna w przeżywaniu mojej relacji z Bogiem. Bądź błogosławiony Ty, który pokazujesz mi to, co mnie blokuje nie po to, by ośmieszyć, ale żeby podać rękę i powiedzieć „Pójdziemy tam razem. Nie musisz się bać. To Ja znajdę sposób, by te osoby się otworzyły we właściwym miejscu i czasie”. Drugim obszarem, gdzie nie potrafię zrobić kroku naprzód jest powątpiewanie, co on lub ona może powiedzieć – przecież już tyle się znamy. To sprawia, że milknę w domu albo na spotkaniu, wolę nie modlić się głośno, bo znowu będzie to samo. Panie, proszę – daj mi swojego Ducha, który przyjdzie z darem odwagi, aby Twoja miłość mogła swobodnie przepływać i docierać do najbardziej spragnionych! Amen.
Błogosławionego dnia.
an. Katarzyna Nowakowska