Z uwagi na odległość i brak struktur Kościoła Domowego w USA spotkania kręgu z parą pilotującą odbywają się przez Skype’a. Ojciec Założyciel też korzystałby z sieci?
Początki naszej wspólnoty nie były łatwe, pewnie jak wszystkie początki, zwłaszcza na obczyźnie. Jedna z naszych par, Kasia i Sylwester, przez kilka lat należała do Odnowy w Duchu Św. SILOE, w Hackensack NJ. Wspólnota stała się dla nich drogą do nawrócenia, dlatego po przeprowadzce do swojej nowej parafii, w okolicach Linden NJ, szukali kontynuacji tej drogi wzrastania duchowego. Początkowo myśleli o założeniu Odnowy w Duchu Świętym, jednak ich kierownik duchowy – ojciec Gabriel Pisarek, oraz ówczesny proboszcz parafii w Linden ks. Mirosław Król, zwrócili ich uwagę na to, że dla całych rodzin lepszą formacją byłby Domowy Kościół, który daje możliwość rozwoju zarówno małżonków jak i dzieci. Poszukiwania wskazówek na temat zupełnie nowego i nieznanego im ruchu w Kościele, rozpoczęli od informacji zaczerpniętych od brata i bratowej Sylwka, Macieja i Danuty Gujdów, którzy do kręgu rodzin należeli już od 15 lat. Zorganizowali spotkanie z parą animatorów swojego kręgu: Elżbietą i Mieczysławem Lisieckimi. Ci, rzeczowo i konkretnie przedstawili Sylwkowi i Kasi czym jest Kościół Domowy, opowiedzieli o jego założeniach i opisali drogę formacji, co ostatecznie przekonało ich do tego pomysłu, zwłaszcza sceptycznie nastawioną Kasię. Szczególne wrażenie zrobiła na nich bardzo konkretna i dobrze opracowana droga formacji. Wtedy to otrzymali kontakt do pary pilotującej: Agaty i Jarosława Krukarów, którzy za pozwoleniem pary krajowej zostali naszymi prowadzącymi i to bardzo nietypowymi. Z uwagi na odległość i brak struktur Kościoła Domowego w USA są parą prowadzącą online, a spotkania kręgu odbywają się przez Skype’a.
Po powrocie do USA Sylwek przeprowadził rozmowę z księdzem proboszczem, który aktywnie poparł pomysł i jako opiekuna przydzielił nam księdza Tomasza Koszałkę, posiadającego doświadczenie w prowadzeniu kręgów DK w Polsce. Ze swojej strony Sylwek podjął też aktywną „agitację” potencjalnych małżeństw zaczynając oczywiście od swoich sąsiadów: Lidii i Marcina. Następnie dołączyli do nas Kasia i Arek. Tutaj nasz krąg utknął w martwym punkcie na kilka miesięcy, gdyż nie mieliśmy wymaganej liczby czterech małżeństw. Nie mogąc podjąć formacji, spotykaliśmy się na rozważaniu Pisma Świętego i modlitwie w intencji chętnych par do naszego kręgu. Nasze działania bardzo wspierał słowem i modlitwą ksiądz Tomek, twierdząc nie bez słuszności, że Duch Święty sobie poradzi. Wiemy, że Agata z Jarkiem również otoczyli naszą raczkującą wspólnotę modlitwą nie tylko sami, ale również prosząc o modlitwę wiele kręgów w Polsce. Po takim szturmie nieba wkrótce dołączyło do nas kilka małżeństw tak, że nasz krąg „w porywach” liczył nawet 8 par. Jednak ostatecznie na stałe dołączyli do nas Dorota i Krzysztof oraz Beata i Łukasz jako czwarta i piąta rodzina. Nieocenioną pomocą dla nas okazali się Agata i Jarek, którzy służyli swoim doświadczeniem, wiedzą i cierpliwością, z którą znosili naszą ignorancję, brak umiejętności, czy problemy techniczne. Umiejętnie prowadzili nas zgodnie z duchem Ruchu Światło-Życie, kierując nas często na właściwy tor. Bez ich pomocy nasza grupa nie zaistniałaby, ani nie mogłaby się rozwijać nie znając kierunku wzrostu. Cieszymy się również wsparciem obecnego proboszcza Linden, ks. Ireneusza Pierzchały (notabene byłego księdza prowadzącego SILOE), które daje nam nadzieję na przyszłość. Przez rok ewangelizacji nauczyliśmy się pracować z Pismem Świętym, stworzyliśmy zgraną grupę, w której możemy z zaufaniem dzielić się swoimi radościami, problemami dnia codziennego. Każdy z nas, podejmując decyzję o przynależności do grupy pragnie rozwijać się duchowo, poznawać Słowo Boże oraz wzrastać we wspólnocie, nie tylko indywidualnie, ale razem, jako małżeństwa i rodziny. W maju wzięliśmy udział w rekolekcjach ORAR l prowadzonych przez Danutę i Krzysztofa Wójcików z Kanady oraz księdza Tadeusza Lizińczyka, ówczesnego opiekuna kręgu Manhattan NY. W planach na wakacje mamy rekolekcje Oazy Rodzin pierwszego stopnia.
Świadectwo zza oceanu otrzymaliśmy za pośrednictwem „nietypowej pary pilotującej”, o której była mowa i pod adresem której podopieczni skierowali wiele ciepłych słów. Opowieść nie byłaby jednak kompletna, gdybyśmy nie zadali kilku pytań państwu Krukarom.
Charyzmat: W jaki sposób zostaliście parą pilotującą krąg Domowego Kościoła, który powstał za oceanem?
Poprzednia Para Rejonowa z Jarosławia, Ela i Mietek Lisieccy, zapytali nas na początku 2016 roku, czy nie podjęlibyśmy się pilotażu kręgu w Stanach Zjednoczonych. Najpierw pomyśleliśmy, że to żart, ale Ela wyjaśniła na czym by to polegało: Internet! Sprawdziliśmy, czy mamy szybkie łącze, zainstalowaliśmy Skype i poszło (śmiech). Oczywiście najpierw zapytaliśmy o zgodę naszą parę diecezjalną, a oni z kolei odesłali nas z tym pytaniem do pary krajowej. Zresztą pozostajemy z nimi w stałym kontakcie, zasięgamy rady itd.
To nie jest Wasz pierwszy pilotaż. Czy w jakiś zasadniczy sposób różni się on od tych „tradycyjnych”?
Tak, pilotowaliśmy już cztery kręgi DK w diecezji. Ten pilotaż w USA oczywiście różni się od tradycyjnego, ale tylko tym, że dzieli nas plazma komputera. Spotkanie odbywa się tak, jakbyśmy siedzieli przy jednym stole. Zachowujemy wszystkie części spotkania, widzimy się i słyszymy doskonale, a to dzięki Marcinowi, który zadbał o głośnik, mikrofon, odpowiednie ustawienie itp.
Obawialiście się takiej formy prowadzenia spotkań?
Jasne, obawa na początku była. O to, czy nie będzie rwało połączenia, czy nas zaakceptują te małżeństwa zza oceanu, czy będą rozumieli nasze zasady?
Możliwe jest zachowanie intymności spotkania, specyficznej atmosfery modlitwy i dzielenia, gdy do komunikacji wykorzystuje się łącza internetowe?
Wiemy, że niestety w sieci nikt nie jest anonimowy. Nigdy chyba nie ma pewności, czy ktoś nas nie podgląda w czasie spotkania. Ufamy, że nie! Zdajemy sobie sprawę z tzw. „tajemnicy kręgu” i nie chcemy, aby nasze poufne sprawy wychodziły poza wspólnotę.
Zapalacie jedną czy dwie świece na początku spotkania?
Od początku, palimy jedną świecę. Nie możemy niestety wymienić się ciastem (śmiech)
Macie poczucie osobistej więzi z Waszymi podopiecznymi? Jest to w ogóle możliwe przy takiej formie kontaktu?
Czujemy, że udało się zbudować więź między nami, pomimo odległości. Cały krąg jest otwarty na modlitwę, dzielenie się Słowem Bożym, wzajemną pomoc, służbę radą i doświadczeniem życiowym, a wielkim wsparciem jest moderator, ksiądz Tomasz Koszałka. Mamy poczucie szczerości w tej wspólnocie, a nawet, mogę powiedzieć, że jesteśmy zaprzyjaźnieni.
Doskwierają Wam problemy techniczne? Jakie? Jak sobie z nimi radzicie?
Na początku, przy pierwszym połączeniu, trochę słabo się słyszeliśmy. Ale my zamontowaliśmy lepszą kamerkę z mikrofonem, a nasi przyjaciele w Linden NJ, postarali się o dobry mikrofon stawiany na środek stołu i głośnik. Kiedyś zdarzyło się przerywane połączenie fonii, a wizja była sprawna, wówczas przeszliśmy na linię telefoniczną. Ale to było tylko raz i krótko. Uczyliśmy się wspólnie rozmawiać w kulturalny sposób tj. więcej słuchać niż mówić i po prostu nie wchodzić sobie w słowo. Oczywiście brakuje takiego bliskiego kontaktu; podania ręki, spojrzenia głęboko w oczy, ale wierzymy, że i to da się nadrobić (śmiech). Mamy otwarte zaproszenie, jak będzie – czas pokaże.
Różnica w czasie pomiędzy Polską i stanem New Jersey wynosi sześć godzin. Czy jest to duże wyzwanie organizacyjne?
Nie stanowi to żadnej trudności. Spotkania odbywają się w niedzielę, oni są po lunchu, a my po kolacji (śmiech). Oczywiście po okresie pilotowania, gdy krąg będzie spotykał się już ze swoimi animatorami, będą mogli się przeorganizować. Wtedy spotkania mogą być w dowolny, dogodny dzień i o dowolnej porze.
Gdybyście mieli obecne doświadczenia na początku tego specyficznego pilotażu, podjęlibyście się tego zadania?
O tak! To bardzo fajne doświadczenie i duża radość dla nas. Jesteśmy pełni podziwu dla zaangażowania naszych podopiecznych i dużo od nich zaczerpnęliśmy. Udziela nam się ich zapał. Potrafią zorganizować sobie opiekę dla całkiem sporej gromadki dzieci i pokonywać wiele kilometrów żeby dotrzeć na spotkanie.
Czy Waszym zdaniem ks. Blachnicki doceniłby potencjał Internetu i wykorzystywał go dla celów ewangelizacyjnych?
Naszym zdaniem… jak najbardziej tak! Myślimy też, że odwiedzałby oazy na całym świecie, latając prywatnym samolotem. Serio!