Potrzebujemy nowego stylu życia?
Nie pamiętam, żeby mnie uczono „rozumieć media”. Owszem, pokazywano, jak one działają, jak powstają filmy czy słuchowiska, ale nie próbowano ich rozumieć. Korzystaliśmy z nich, lub nie. Bloki reklamowe były bajką o żelaznym wilku przywożoną przez tych, którzy mieli okazję poznawać media zachodnie. Istniała historia oficjalna i ta, którą się opowiadało pomiędzy wierszami. Wiadomo było, że próbuje się odbiorcami manipulować, ale obraz świata budowany na podstawie tej świadomości był trochę na zasadzie negatywu. Jak oni mówią białe, to my czarne, i na odwrót.
Obecnie nie tyle uczę się „rozumieć media”, co rozumieć świat, w którym żyjemy razem z naszymi dziećmi. Już niedługo na przykład nie będzie w naszej kulturze młodych ludzi, którzy mogliby porównać swoje doświadczenia rodzinne sprzed i po wynalezieniu smartfonów. Jesper Juul[1] nazywa te urządzenia „członkami rodziny”, ponieważ przyciągają one tyle uwagi, że dosłownie zmieniają sposób życia całych rodzin. Ale media to tylko media. Nie są ani dobre, ani złe. Po prostu są. Jak wszystko inne. Trzeba się ich nauczyć używać. Jak roweru, wideo, jazdy samochodem, obsługi ekspresu do kawy…
Wszystko zaczyna się w naszej głowie
Lubię Jespera Juula i jego spojrzenie na pedagogikę, więc zapraszam Was do lektury jego artykułu w całości.[2] Tu przytoczę tylko kilka fragmentów:
„Wspomniane badania wykazały, że większość uczniów szkoły podstawowej odczuwa brak obecności rodziców i chciałaby spędzać z nimi więcej czasu. To samo dotyczyło samych rodziców. Jednak z pewnych względów większość dorosłych wierzy, że ich życie musi przebiegać w rytm otrzymywanych e-maili, smsów, wszelkiego rodzaju wiadomości i postów, co oczywiście cieszy ich pracodawców, partnerów z pracy czy przyjaciół, ponieważ dzięki temu są osiągalni dwadzieścia cztery godziny na dobę. To samo można powiedzieć o dzieciach – nawet bardzo małych – i ich sieci towarzyskiej. Te dwa zjawiska są po prostu faktem i obecnie musimy stawić czoło problemom, jakie one powodują.
Jeszcze dziesięć lat temu większość ludzi dorosłych odbierała dźwięk telefonu czy rozmowy telefonicznej w trakcie wizyty, obiadu czy spotkania jako coś niegrzecznego, niewłaściwego lub przeszkadzającego. Dzisiaj takie odczucia stają się coraz rzadsze (…).
Oto, co się zazwyczaj dzieje, kiedy rodzice i dzieci spotykają się w domu po godzinach pracy i szkoły. Dziecko chce o coś spytać rodzica lub opowiedzieć jakąś historię, albo odpowiedzieć na coś, co rodzic właśnie powiedział, i słyszy: Przepraszam, kochanie, ale muszę to odebrać!; Przepraszam, właśnie dostałem pilnego maila z pracy… To potrwa tylko chwilkę!; Mógłbyś chwilkę zaczekać, proszę?; O kurczę! Zapomniałem wyłączyć telefon i teraz muszę porozmawiać!. (…) Każda bliska relacja oparta na miłości wymaga ciągłości i bycia razem, dzięki czemu ludzie mogą zacieśniać i rozwijać swój potencjał bliskości. Nie ma w tym nic odkrywczego. (…) Nie ma znaczenia, co zaburza ten rytm nieprzerwanego bycia razem. Przed smartfonami mogła to być telewizja, stres przynoszony z pracy, perfekcjonizm, różne zobowiązania pozarodzinne czy pasje poszczególnych członków rodziny. Jednak wszystkie te okoliczności – włączając w to także dzisiejsze smartfony i tablety – nie są prawdziwym powodem utraty intymności i sensu w bliskich związkach. Prawdziwe powody są w naszych głowach – i to jest bardzo dobra wiadomość! Bo oznacza ona, że jesteśmy w stanie wpłynąć na zmianę tego stanu rzeczy”.
Co więc możemy zrobić, aby dzieci (a w końcu i nas, rodziców, to spotka) nie czuły się bezradne, zagubione, samotne i nie traciły do dorosłych zaufania? Nie chcemy przecież, aby nastolatki wycofywały się z życia rodzinnego i szukały uznania, zrozumienia i bliskości na zewnątrz, bardzo często w Internecie.
Potrzebujemy do tego tylko dwóch–trzech godzin dziennie na bycie razem, w którym jest także miejsce na ciszę i brak wszelkich planów. Na rodzinne „marnowanie czasu”. Wtedy dopiero mamy szansę usłyszeć rzeczy, których nie słyszeliśmy nigdy wcześniej i sami powiedzieć coś, o czym nawet nie wiedzieliśmy, że możemy powiedzieć. Takie chwile są wspaniałą okazją do wspólnego rozwoju. I oczywiście musi to być czas bez smartfonów i tym podobnych „członków rodziny”.
„W istocie powinniśmy spędzać ze sobą tak dużo czasu, jak tylko się da. Nie musimy siedzieć naprzeciwko siebie i rozmawiać. Możemy bawić się i razem pracować; możemy tańczyć albo uprawiać sport; możemy płakać albo krzyczeć; razem gotować i jeść; poznawać swoją ulubioną muzykę, sztukę lub zajmować się swoimi pasjami. Niewiele związków jest w stanie przetrwać próbę odległości: przez krótką chwilę mieliśmy nadzieję, że e-maile, czaty i Skype mogą zrekompensować nam fizyczne oddalenie. Niestety, nie mogą. Są to bardzo wartościowe narzędzia, ale sprawdzają się przede wszystkim w pracy, zaś w relacjach opartych na miłości stanowią tylko skąpy substytut kontaktu”.
Dlatego naprawdę warto robić sobie regularne okresy postu od elektroniki. Przez wiele lat niedziela była u nas dniem bez komputera czy telewizji (kiedy ją akurat mieliśmy) i z pewnością był to czas odzyskiwania utraconej czasem równowagi. Teraz, kiedy dzieci dorosły, styl życia rodziny też jest już nieco inny, ale cieszymy się, kiedy okazuje się dla nich czymś oczywistym stawianie życia w realu ponad to wirtualne.
W poszukiwaniu straconego czasu
Po naszej pierwszej przeprowadzce odziedziczyliśmy kablówkę. Zerwanie umowy wymagało wysiłku, nie heroicznego, ale jednak myślenia, no i były tam stacje filmowe. Tolerowaliśmy zatem gadacza, i powoli do niego przywykliśmy, chociaż wiedzieliśmy, że kradnie nam czas i kusi dzieci. Aż któregoś dnia zrobiliśmy to i życie znów nabrało blasku.
Czasem nasz najstarszy syn patrzy z dezaprobatą na stan posiadania swojego rodzeństwa i stwierdza, że on miał inaczej. Nasze podejście do tematu tak bardzo się nie zmieniło, ale zmieniły się realia i możliwości. Sami dużo czasu spędzamy pracując przy komputerze i korzystając z możliwości Internetu. Sami walczymy z rozpraszaczami o niemarnowanie czasu. I ledwie sobie z czymś poradziliśmy, coś poukładaliśmy, już trzeba było zaczynać pracę od nowa. Nasze dzieci też nie mają łatwo. Co prawda od dawna nie mamy telewizji, ale mamy Internet. Telewizja jest nudna, w przeciwieństwie do Internetu.
Walka o dobre i rozsądne korzystanie z dobrodziejstw mediów pełna jest przegranych potyczek, spektakularnych klęsk i podnoszenia się z podłogi. Kiedy był modem i małe dziecko, tzw. rodzicielska kontrola była prosta. Tylko raz, na próbę, zastosowaliśmy rodzicielską blokadę dostępu. Okazało się, że sprowadza to relacje z dziećmi do zabawy w kotka i myszkę (raczej chory układ), po drugie doskonale motywowało syna do nauczenia się omijania tej blokady, czyli okazało się nieskuteczne. A jaką miał przy tym satysfakcję…
Teraz komputerów jest więcej niż członków rodziny (wliczając telefony i techniczne zabytki), a w domu wszędzie krąży wifi. Dzieci oglądają swoje e-dzienniki, piszą prace i projekty szkolne, prowadzą klasowe pogaduchy na aktualnie popularnym komunikatorze, no i oczywiście zaglądają na You Tuba, gry i w inne dziwne zakamarki. Jak cudownie, że i tak w końcu wszystkie się zlatują do głównego pokoju (albo kąta, w którym się zaszyliśmy) z okrzykiem: „Mama! Tata! Musimy pogadać!”. Albo: „Pokażę wam film!”. Czasem z zadyszką próbuję nadążyć za ich sprawami. Generalnie zasada jest prosta: im więcej czasu spędzamy razem, tym mniej zaliczamy porażek.
Potęga rytuałów
Nie chodzi o to, aby odciąć dzieci (i siebie) od elektroniki ze względu na szkody jakie wyrządza ona w ich mózgu. Chodzi o wyższą jakość wspólnego życia, bliskość i intymność. Chodzi o to, aby być bardziej dostępnym dla swoich najbliższych kosztem dostępności dla reszty świata. Dbajmy o poranne i wieczorne rytuały, które powinny odbywać się w strefie wolnej do telefonów. Wyłączajmy czasem telefony albo zostawmy je w domu. Nasi rodzice i znajomi wiedzą, że w czasie rekolekcji nie ma sensu do nas dzwonić ani oczekiwać na telefon z plotami. Nasze dzieci robią tak samo. Dbajmy o piękno życia. Wychodźmy razem na spacery, z wizytą, na spotkanie wspólnotowe. Rozmawiajmy. Czas na pogaduchy jest nam niezbędny do życia. Podobnie jak całus, przytulenie, uścisk, otarcie łez. Róbmy swoje, a szokujące zmiany kulturowe jakoś nas oszczędzą.
[1] Jesper Juul jest duńskim terapeutą rodzinnym i pedagogiem o światowej renomie. Jego książka „Twoje kompetentne dziecko” jest jednym z najbardziej cenionych poradników wychowawczych na świecie i światowym bestsellerem.
[2] Juul Jesper, Korzystanie z urządzeń elektronicznych i ich wpływ na rozwój dziecka, http://dziecisawazne.pl/korzystanie-urzadzen-elektronicznych-wplyw-rozwoj-dziecka-jesper-juul/, dost. 13.02.2018.